Sowa przez wiele godzin tkwiła obok jezdni. Mijały ją kolejne samochody, i mijały godziny. Ptak coraz bardziej wyglądał jak pierzasta kulka nieszczęścia. Nie odlatywał, nie reagował, wyglądał jakby się poddał. Pojawiły się obawy, że mógł zostać potrącony przez samochód. Osoba, która go znalazła, nie wahała się ani chwili, przejechała aż 50 kilometrów, by dowieźć ptaka do Białegostoku, do lecznicy dr nauk weterynaryjnych Elżbiety Moniuszko. - Miałam już zamknięty gabinet, ale takim pacjentom się nie odmawia - mówi lekarka, uznawana za najlepszą w regionie specjalistkę od leczenia dzikich ptaków.
Badanie przyniosło ogromną ulgę. Żadna kość nie była złamana, a puszczyk okazał się dobrze odżywiony. Najprawdopodobniej był w szoku lub po prostu obolały. Kolejne dobre wieści przyszły w ciągu doby. Ptak zaczął przyjmować pokarm, zwrócił wypluwkę i z godziny na godzinę odzyskuje siły oraz – jak żartują opiekunowie – także humor. Najbardziej osowiała sowa w kraju szybko wraca do formy.
Czytaj też: Wybrano idealne imię dla psa. W Polsce nosi je też setki kobiet
Wkrótce trafi do Ośrodka Rehabilitacji Dzikich Ptaków i Ssaków „Przytulisko” przy Nadleśnictwie Krynki w Poczopku. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, niedługo wróci na wolność.