Kontroli sanepidu nie spodziewali się właściciele gospodarstwa rolnego pod Białymstokiem. Tymczasem w środku tygodnia przed ich bramą pojawił się inspektor z Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w asyście policji i oświadczył, że zamierza przeprowadzić kontrolę. Właściciele gospodarstwa - na których legitymacja urzędnicza i umundurowani funkcjonariusze nie zrobili większego wrażenia - poprosili o podstawę prawną kontroli. Całe zdarzenie jednocześnie nagrywali, a nagranie zamieścili w internecie.
Jak się okazało, jedyną podstawą wizyty pracownika sanepidu miało być ogłoszenie w internecie o oferowanych przez właścicieli gospodarstwa pokojach na wynajem. Jednak zdaniem kontrolowanych osób, ich działalność agroturystyczna jest wyłącznie dodatkowa i jest ona prowadzona w ramach gospodarstwa rolnego - nie ma więc według nich podstaw prawnych do kontroli przez sanepid. Konkretnej podstawy prawnej i powodu kontroli wyraźnie nieprzygotowany na takie pytania inspektor nie potrafił wskazać do końca spotkania. W efekcie od kontroli ostatecznie odstąpił.
ZOBACZ TEŻ: "Chcemy pracować i godnie żyć". Protest branży weselnej w Białymstoku
Pytanie o podstawę prawną kontroli, było początkiem trwającej niemal 20 minut dyskusji. Dyskusji, z której jak się wkrótce okazało, niewiele wynikło. Pracownik sanepidu utrzymywał, że przyjechał na „kontrolę akcyjną w sprawie przestrzegania ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z minimalizowaniem rozprzestrzeniania się wirusa SARC-Cov2”. To jednak nie wystarczyło właścicielom gospodarstwa, którzy argumentowali, że prowadzą działalność rolniczą i próbowali się dowiedzieć na jakiej podstawie i co konkretnie chce skontrolować sanepid u rolników. Na to pytanie urzędnik niestety, nie był już w stanie udzielić konkretnej odpowiedzi. Nie pomogła nawet prowadzona przez niego rozmowa telefoniczna.
W czasie gdy urzędnik prowadził rozmowę przez telefon, właścicieli gospodarstwa postanowili wylegitymować policjanci, stanowiący asystę inspektora. W tym przypadku pytanie o podstawę faktyczną wylegitymowania prywatnych osób na ich własnym terenie również okazało się dość kłopotliwe. I choć konkretna odpowiedź też w tym przypadku nie padła, właściciel gospodarstwa dla „świętego spokoju” okazał swój dowód osobisty.
O komentarz w sprawie nieudanej kontroli poprosiliśmy Powiatową Stację Sanitarno-Epidemiologiczna w Białymstoku. Jak tylko otrzymamy odpowiedź, wrócimy do tej sprawy.
Jak ujawnił na Twitterze reporter Radia Zet Maciej Bąk, pracownicy sanepidu otrzymali w ostatnim czasie wewnętrzne wytyczne, jak przeprowadzać kontrole przedsiębiorców, którzy mimo zakazów otwierają swoje lokale. Jak ujawnił dziennikarz, pracownicy sanepidu mają przeprowadzać kontrole pod przykrywką kontroli żywności, bo „tylko w tym wypadku nie trzeba wcześniej zawiadamiać przedsiębiorcy o pojawieniu się kontrolerów w lokalu”.
„Nie należy przed przeprowadzeniem kontroli informować podmiotu o tym, że kontrola jest przeprowadzana w kierunku nałożenia kary w związku z nieprzestrzeganiem określonych ograniczeń, nakazów i zakazów” - czytamy w wewnętrznej instrukcji Sanepidu.
Głównym celem kontroli ma być jednak nałożenie na przedsiębiorcy kary za nieprzestrzeganie określonych ograniczeń. Jak informuje Maciej Bąk, „lokal ma być zamykany pod rygorem natychmiastowej wykonalności w przypadku, gdy klienci między innymi nie mają maseczek, swobodnie się przemieszczają, rozmawiają lub tańczą albo brakuje środków dezynfekcyjnych”.