
– W telewizji straszą, a ja patrzę za okno i widzę to samo co zawsze: pole, krowy i pies na podwórku – mówi z uśmiechem pan Andrzej z Nowych Leśnych Bohaterów. – Jakby człowiek miał się zadręczać polityką, to by zwariował.
Czasem, gdy Białorusini ćwiczą na swoim poligonie, słychać huk i serie strzałów. – Ale teraz od dawna cisza i spokój. Może jeszcze nie zaczęli tu ćwiczyć? Do granicy mamy kilometr, może mniej. Co niedziela słychać dzwony z kościoła w białoruskiej wiosce Hołynka. To jakby się coś działo, słyszelibyśmy - opowiadają.
W Sołojewszczyźnie ludzie mówią, że większym problemem niż manewry jest codzienność. – Trzeba zasiać, zebrać, w sklepie ceny rosną, prąd drogi – wylicza gospodarz z Wołkowców. – Granica jest tu od zawsze, czasem coś się dzieje, czasem spokojniej. My patrzymy na swoje.
Czytaj też: Gdzie znaleźć schronienie na wypadek wojny? Mapa schronów w Polsce
Wbrew temu, co słychać w radio czy telewizji, atmosfera pod granica jest spokojna. – Może i w Warszawie panika, ale tutaj, póki co, nikt nie chowa się po piwnicach – śmieje się mieszkanka Sołojewszczyzny. – Żyjemy jak zwykle. Czujemy się bezpiecznie. Jest tu dużo naszego wojska, ciągle jeżdzą patrole Straży Granicznej. Zobaczymy, co przyniesie jutro.
- Żadnych strzałów nie słychać. Tylko w telewizji dużo gadają. Jedni drugich straszą. Ja uciekać nie będę, bo i dokąd? A zresztą, co ma być, i co komu sądzone to będzie - mówi nam Andrzej Wuckiewicz (58 l.) z Wołkusza.
– My tu żyjemy jak u Pana Boga za piecem. Cicho, spokojnie, bezpiecznie. A do tego Straż Graniczna i wojsko ciągle patroluje okolicę, to teraz jest może nawet bezpieczniej niż przed kryzysem migracyjnym. Nie słychać tu teraz żadnych wystrzałów ani odgłosów z poligonu. Jakby coś tam robili, to by tu było słychać, bo z mojego podwórka do płotu jest może 800 m - opowiada Tomasz Eksterowicz (44 l.) z wsi Stare Leśne Bohatery.
Miejscowi podkreślają, że granica to dla nich normalność. Przywykli do płotu i do tego, że po drugiej stronie rozciąga się inny świat. A że tam robią manewry? Wojsko, to musi ćwiczyć. Nasi też ćwiczą.
– Nie boimy się bardzo tych manewrów. Ani granicy. Przyzwyczailiśmy się. Nasze pole praktycznie leży pod samym płotem granicznym. Po drugiej stronie nic się dziś szczególnego nie dzieje. W każdym razie niczego nie widać i nie słychać. Może inaczej wygląda to z Warszawy, ale stąd – cisza i spokój - komentują Maria (25 l.) i Kamil (32 l.) Jasińscy z Sołojewszczyzny.