W czwartek przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku zakończył się proces odwoławczy w tej sprawie. Wyrok ma być ogłoszony pod koniec listopada. W ocenie rodziców i dwojga rodzeństwa zmarłego 28-latka, szpital nie dochował należytej staranności przy udzielaniu świadczeń medycznych, wskutek czego doszło do zgonu. W ubiegłym roku sąd pierwszej instancji ich pozew o zadośćuczynienie za doznaną krzywdę oddalił. Ich pełnomocnik złożył apelację.
Pozywany jest białostocki szpital, w którym 28-letni mężczyzna był hospitalizowany z powodu bólu zębów wywołanego ich poważnym stanem zapalnym. Pacjent został poddany zabiegowi. Jego stan zdrowia się pogarszał, więc wykonano kolejny zabieg. W jego trakcie doszło do ostrej niewydolności krążeniowo-oddechowej i - mimo reanimacji - mężczyzna zmarł.
W związku z tym zgonem prowadzone był postępowanie karne. Zakończyło się skazaniem na grzywnę jednego z lekarzy szpitala za tzw. błąd w sztuce, czyli nieumyślne narażenie człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. W procesie cywilnym rodzice domagają się po 300 tys. zł, każde z dwojga rodzeństwa – po 150 tys. zł zadośćuczynienia.
Sąd pierwszej instancji powództwo to oddalił uznając, że nie wykazano, by zachodził związek przyczynowy między postępowaniem lekarzy pozwanego szpitala a zgonem 28-latka. Biegli uznali, że co prawda doszło do nieprawidłowości w leczeniu, polegających m.in. na niewłaściwym przeprowadzeniu zabiegu znieczulenia (zastosowano niewłaściwą metodę), niemniej – w ich ocenie – pacjent i tak najprawdopodobniej by zmarł, nawet gdyby do tych błędów nie doszło, bo do szpitala został przyjęty w ciężkim stanie.
Sąd apelacyjny uzupełniająco przesłuchał w czwartek (14.11) tych biegłych. Jak mówili, bezpośrednią przyczyną śmierci była sepsa, która rozwinęła się "na tle zębopochodnym" na długo przed przyjęciem chorego do szpitala. Jak mówiła biegła z zakresu chirurgii szczękowej, pacjent powinien był dużo wcześniej zgłosić do szpitala, zwracała uwagę, że trudno było przewidzieć, że sepsa tak gwałtownie się rozwinie a stan pacjenta szybko się pogorszy. Oceniła, że sam zabieg nie był trudny, ale stan pacjenta "ogólnie ciężki".
Biegły anestezjolog mówił, że biorąc pod uwagę tempo, w takim rozwijała się sepsa, pacjent by "raczej" tego nie przeżył nawet gdyby zastosowano inną metodę znieczulenia. "Raczej nie miał szans" - tak odpowiedział na to pytanie.
Reprezentująca bliskich zmarłego mec. Magdalena Szorc mówiła w swoim końcowym wystąpieniu, że stan pacjenta został przez szpital zbagatelizowany, a lekarze "nie doszacowali" wyjściowego stanu zdrowia, który już był bardzo poważny. - Stany zapalne u pacjenta były wynikiem nieleczonych zębów. I rozwijające się stany zapalne tkanek miękkich doprowadziły do sepsy, która była główną przyczyną zgonu, a nie jakiekolwiek nieprawidłowości, które strona skarżąca dostrzega po stronie personelu medycznego - mówiła na poprzedniej rozprawie pełnomocnik szpitala Joanna Andrzejuk-Twarowska. W czwartek zapewniała, że działania placówki zostały podjęte na czas i przeprowadzone właściwie.