Wściekły rottweiler

i

Autor: SHUTTERSTOCK

Uciekły z posesji

Dwa rottweilery przecisnęły się przez siatkę. Spacer po osiedlu przerodził się w horror

2022-10-07 15:37

W Białymstoku zakończył się w proces odwoławczy właścicielki dwóch rottweilerów, które dwa lata temu wydostały się z posesji i pogryzły młodego chłopaka spacerującego ze swoim psem. W pierwszej instancji zapadł wyrok pół roku więzienia w zawieszeniu. Obrona chce warunkowego umorzenia postępowania.

Do tego groźnego incydentu doszło dwa lata temu na jednym z białostockich osiedli. Posesja była ogrodzona siatką, ale psy zdołały się pod nią przecisnąć. Na ulicy zaatakowało chłopaka, który spacerował ze swoim zwierzakiem. Jak wynika z ustaleń śledztwa, widząc dwa duże psy, swojego wziął na ręce. Wtedy doszło do ataku. Po zdarzeniu okazało się też, że rottweilery nie miały ważnych szczepień przeciwko wściekliźnie. Właścicielce psów prokuratura postawiła zarzuty nieumyślnego narażenia nabezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu pokrzywdzonego, który doznał ran kąsanych przedramienia i ramienia. Sąd Rejonowy w Białymstoku nieprawomocnie skazał oskarżoną na pół roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata.

Obrona: To był nieszczęśliwy wypadek

Apelację złożyła obrońca, chce warunkowego umorzenia postępowania albo uchylenia wyroku. "Nigdy wcześniej, ani nigdy później taki incydent z udziałem psów oskarżonej nie miał miejsca" - mówiła w mowie końcowej mec. Iwona Siemieniuk. Rany od ugryzienia nie były poważne, właścicielka psów nie była nigdy karana, już sam proces to dla niej wystarczająca kara - argumentowała wniosek o warunkowe umorzenie postępowania.

Przywołując zeznania świadków obrona stoi na stanowisku, że był to nieszczęśliwy wypadek, a żaden z sąsiadów nie zauważył, by rottweilery były agresywne wobec ludzi czy zwierząt. Jak wynika z pisemnej apelacji, właścicielka chciała sprawę załatwić polubownie, proponowała 5 tys. zł zadośćuczynienia, ale do porozumienia nie doszło. Teraz posesja jest już solidnie ogrodzona, a podczas nieobecności domowników psy są w kojcu, właścicielka uczęszcza z nimi na szkolenia z posłuszeństwa i widzi efekty. Obrona uważa też, że 10-dniowe opóźnienie szczepienia, nie miało wpływu na działanie szczepionki z poprzedniego roku.

"Nie chciałam tego"

Pełnomocnik oskarżyciela posiłkowego (zaatakowanego przez psy chłopaka) i prokuratura chcą utrzymania wyroku. Mec. Agnieszka Daniszewska-Zujko mówiła, że obrażenia ramienia jej klienta odczuwalne są do dziś; powiedziała też, że próby porozumienia inicjowane przez oskarżoną miały - jak to ujęła - "wymiar wyłącznie iluzoryczny, pozorny". - Skupiały się na tym, aby w pewien sposób uniknąć, czy to wszczęcia postępowania karnego czy ewentualnego cywilnego, czy też innych postępowań, chociażby związanych z tym, że psy nie zostały zaszczepione w terminie - mówiła.

Sama oskarżona wyraziła skruchę i podkreślała, że nie unika odpowiedzialności za to, że nie dopilnowała swoich psów. Przyznała, że ogrodzenie nie było wtedy solidne, bo był to okres wykańczania domu, ale psy były trzymane w kojcu, gdy nikogo nie było na podwórku. - Nie chciałam tego. Jestem tylko człowiekiem, nie szczułam tych psów, nie uczyłam ich agresji. Posiadam te psy i poniosę pełną odpowiedzialność za to, że je mam - mówiła. Od prawie dwóch lat toczy się proces cywilny przeciwko niej o częściowe zadośćuczynienie i odszkodowanie, w łącznej kwocie 51 tys. zł.

Sonda
Czy pies, który dotkliwie pogryzie człowieka, powinien od razu kwalifikować się do uśpienia?
Zerwał się ze smyczy i pogryzł trzy osoby, w tym 8-latkę