Mieszkańcy małej wsi Zakąty na Suwalszczyźnie nawet nie próbują powstrzymywać łez. To tylko kilka domów, malowniczo wciśniętych między jezioro Krusznik, żwirówkę do Bryzgla i las. Ale płaczą tu teraz wszyscy. Kiedyś Stanisław Tym przyjeżdżał tu na wakacje. Suwalszczyzna tak mu się spodobała, że w latach '70 we wsi Zakąty kupił dom, w którym zamieszkał. Wyremontował starą chałupę, w zasadzie postawił dom od nowa.
Stanisław Tym uratował życie kobiecie
- O panie! Co to był za człowiek! On mi życie uratował! – łka Helena Wasilewska (60 l.). Nie ma czasu rozmawiać. Śpieszy do pracy. Ale przystaje i na chwilę opiera się o samochód. - A, o Staszku.... dużo by mówić, Myśmy go tu wszyscy kochali! Mnie już by od dawna na świecie nie było, gdyby nie Staszek. Lekarze w Augustowie nie wiedzieli co mi jest. Pobadali, pobadali, i odesłali do domu. A Staszek widział, że coś jest nie tak. Zadzwonił do Warszawy, umówił mnie w szpitalu - opowiada pani Helena. Okazało się, że kobieta wymagała pilnej, ratującej życie operacji. - Coś tam się rozlało, zakażało. Aż się boje pomyśleć, co by było. A miałam wtedy dójkę małych dzieci, jedna 2, druga 4 latka. Jakby mnie wtedy zabrakło... - wspomina mieszkanka wsi Zakąty.
- Stasiek to był nasz prywatny anioł! Zawsze pomocny, zawsze serdeczny. Taki z sercem na dłoni. Jak przechodził obok, to zawsze miał czas pogadać. I to nie tak, na odczepnego, ale zawsze o wszystko wypytał, interesował się, sam opowiadał. Czasem postaliśmy tak, przez płot. Ten płotek to był wtedy taki niższy, bywało, że Stasiek tak serdecznie, na dzień dobry, tak dubeltowo, wycałował mnie w policzki. Mój świętej pamięci mąż Jarek (+55 l.) się nie gniewał. Bo to był Stasiek, i wiadomo było, że on taki jest serdeczny. Mój Jarek pół roku temu też odszedł, świeć Panie nad jego duszą... A Stanisław, sam już był bardzo schorowany, z Warszawy, jak się dowiedział, to zadzwonił, popłakał ze mną, i przysłał pieniądze jak się wieś na msze zrzuciła. Taki to był człowiek - wspomina pani Helena.
Wanda Wasilewska (75 l.) wyjmuje bułeczki z piekarnika i ociera łzy. - O, tu, tu często Stasiek siadał. Lubił te moje bułeczki. Wpadał czasem po sąsiedzku. Często pomagał. Bywało, że cały dzień z nami w polu snopki zbierał. A potem jedliśmy razem obiad. Na imieniny i urodziny zapraszaliśmy się. Zawsze coś się zjadło, wypiło, pośpiewało. Miły, przyjemny.. nie ma co! - wspomina pani Wanda.
Zawiózł kobietę do porodu
Stanisław Tym to legenda polskiej sceny kabaretowej i filmowej. Największą sławę zapewniła mu rola w "Misiu", którego był scenarzystą i współreżyserem, a także w "Rejsie" oraz "Rozmowach kontrolowanych". - Prezenty dzieciakom na święta zawsze przynosił. Wspaniały był nasz Stasio! O, i do porodu mnie zawiózł! Bo wtedy jeszcze nie mieliśmy samochodów, a on miał. Sam zaproponował, że jak się zacznie, żeby na żadną karetkę nie czekać. I zawiózł. Kiedyś święte obrazki całej wsi przywiózł. Tu mam nawet obrazek św. Kingi, którą mojej mamie podarował. Z dedykacją. Nie wiem, czy on był bardzo religijny, ale jak święty obraz chodził po wsi, to go przyjął, i wszyscy u niego pośpiewaliśmy, pomodliliśmy się - opowiada pani Wanda.
"Taki to był człowiek. A teraz już go nie ma"
Stanisław Tym kochał psy. - On miał tam cały psi przytułek. I to nie takich rasowych, jak ludzie z Warszawy, że takie niby rasowe, piękne. Nie! On takie kundle pokaleczone, wyrzutki zbierał, i dawał im dom. Panie, a późna jesienią, to on potrafił pobiec do jeziora, wykapać się w takiej lodowatej wodzie. Tak wtedy prychał, że aż u nas w domu było słychać. A wie Pan, jak szedł i zobaczył żabę na drodze, to ją potrafił gołą ręką przenieść i mówił, że jeszcze ją ktoś przejedzie. Taki to był człowiek. A teraz już go nie ma. Bardzo, bardzo smutno... - dodaje nasza rozmówczyni.