Sąd odwoławczy jedynie kosmetycznie zmienił wyrok (chodziło o prawidłowe ustalenie kręgu pokrzywdzonych), karę utrzymując w mocy. Prokuratura chciała jej podwyższenia do sześciu lat więzienia i 2 tys. zł grzywny, obrona - uniewinnienia.
Do napadu doszło cztery lata temu w Czarnej Białostockiej. Do sklepu weszło dwóch zamaskowanych mężczyzn. Jeden miał w ręku maczetę, drugi przedmiot przypominający pistolet. "Gdzie jest hajs, otwieraj kasetę!" - krzyknął jeden z nich. Ekspedientki oddały kasetkę z utargiem, w której było nieco ponad 2,6 tys. zł, przestępcy ukradli też paczkę papierosów i pół litra wódki.
Ślady DNA pogrążyły oskarżonego
Pierwsze śledztwo zostało umorzone z powodu niewykrycia sprawców. W sprawie udało się jednak pozyskać ślady DNA i ostatecznie dopasować je do sprawcy innego przestępstwa, notowanego w policyjnych bazach. Oskarżony nie przyznał się, ale sąd pierwszej instancji przyjął ciąg poszlak za wystarczający, by uznać winę tego mężczyzny i skazał go na cztery lata więzienia. - Poszlaki, które zostały tutaj zebrane, tworzą łańcuch pozwalający na wysnucie wniosku, że jednym ze sprawców tego rozboju w Czarnej Białostockiej, w sklepie z alkoholami, był oskarżony - mówił w ustnym uzasadnieniu wyroku sędzia Janusz Sulima. Przypomniał, że po dokonaniu rozboju jeden ze sprawców - w odległości niespełna czterystu metrów od sklepu - zostawił płaszcz, kominiarkę, gumowe rękawiczki i maczetę. Znaleziono je podczas działań śledczych dzień po napadzie.
Drugiego sprawcę napadu nie udało się ustalić
Ekspedientki potwierdziły, że tak był ubrany jeden z przestępców. Na kominiarce i rękawiczkach udało się znaleźć DNA. Jak się później okazało, to ślady biologiczne oskarżonego. - To nie mógł być zbieg okoliczności, że te przedmioty zostały znalezione w pobliżu sklepu zaraz po dokonaniu tego rozboju i nie mogło być zbiegiem okoliczności, że akurat opinia z zakresu badania DNA wskazała, że to przez oskarżonego były używane te przedmioty - mówił sędzia Sulima. Drugiego sprawcy napadu nie udało się ustalić.