Mikołajki. "Paragon grozy" za obiad w restauracji
- Jak kogoś nie stać na taką restaurację, to idę do innej lub na hotdoga, i tyle w temacie - napisał jeden z internautów komentując ceny z "paragonu grozy" z restauracji w Mikołajkach w województwie podlaskim. Post, który pojawił się na profilu "Spotted: Białystok", wywołał falę komentarzy wśród użytkowników. W treści wpisu pojawił się rachunek składający się z następujących dań:
- zupa tajskiej;
- kotlecików jagnięcych;
- filetu z sandacza z frytkami i surówką;
- i rosół.
Klient wziął ponadto do picia szklankę lemoniady, a za wszystko zapłacił 286 zł.
- Okej rozumiem zestaw ryba, frytki i surówka za taką cenę. Ale rosół prawie 30zl? xD przecież to sam wywar z wodą i makaronem lol - napisała jedna z internautek.
Wielu użytkowników nie zgadza się jednak z krytykowaniem cen z najnowszego "paragonu grozy", podkreślając, że jak kogoś nie stać, to przecież nie ma przymusu, by zamawiać jedzenie w danym lokalu gastronomicznym.
- To weźcie ze sobą butlę, gaz i gotujcie sami, jak chcecie mieć tanie wczasy albo nie jechać na wczasy, jak kogoś nie stać. Za wygodę się płaci, a widziały gały, co brały, jaki jest cennik - pisze mężczyzna.
Jeszcze inna internautka wtóruje, że za obiad z takim zestawem dań po prostu tyle się płaci, i nie ma w tyn nic nadzwyczajnego.
- Wzięliście drogi produkt: cielęcina, sandacz, zupa tajska. Podobną cenę zapłaciłam za jagnięcinę w Krakowie i uważam, że chciałam zjeść dobre i delikatne mięso to zapłaciłam. Trzeba było iść do "kebabowni" i nie marudzić - pisze kobieta.
Post "Spotted: Białystok" skomentowało prawie 400 osób.
