To cud, że broń nie wypaliła. Próba zabójstwa w Białymstoku

2021-09-16 13:39

Przed Sądem Apelacyjnym w Białymstoku zakończył się w czwartek proces odwoławczy mężczyzny oskarżonego o usiłowanie zabójstwa w centrum miasta. W ocenie śledczych, do zbrodni nie doszło tylko dlatego, że pistolet z tłumikiem nie wypalił. Sąd Okręgowy w Białymstoku uznał go za winnego usiłowania zabójstwa.

W lutym sąd pierwszej instancji uznał, że oskarżony działał z zamiarem bezpośrednim zabójstwa i skazał go nieprawomocnie na 15 lat więzienia, z możliwością przedterminowego zwolnienia po 12 latach. Prokuratura chciała kary surowszej 25 lat więzienia, ale ostatecznie apelacji nie składała. Zrobił to obrońca, który chce uniewinnienia od najpoważniejszego zarzutu i możliwie łagodnej kary za pozostałe przestępstwa. Wyrok ma być ogłoszony za dwa tygodnie. Całe zdarzenie rozegrało się w ścisłym centrum Białegostoku, wieczorem 9 grudnia 2019 roku. Oskarżony w tej sprawie 27-latek był zamaskowany i przygotowany do popełnienia zbrodni - na głowie miał kominiarkę, na rękach rękawiczki, a w plecaku - pistolet z tłumikiem. Jak podają śledczy, chodzi o pistolet gazowy Walter PPK kal. 8 mm. przerobiony na broń bojową kal. 6,35 mm wz. Browning. Obok sklepu przy ul. Suraskiej stało dwóch mężczyzn. Ruszył w ich kierunku, nie zatrzymując się wyjął broń z plecaka, wycelował do jednej z tych osób i próbował oddać strzał, ale broń nie wypaliła.

Jak wynika z aktu oskarżenia, wtedy mężczyźni zaczęli uciekać, zamaskowany napastnik z bronią w ręku ruszył za nimi, ale po chwili prawdopodobnie podjął decyzję o ucieczce, bo zmienił kierunek biegu i schował pistolet do plecaka. Wtedy natknął się na dwóch policjantów w cywilu wracających ze służby. Na widok uciekającej, zamaskowanej osoby ruszyli za nią w pościg i tak doszło do zatrzymania napastnika.

Początkowo 27-latek usłyszał zarzut jedynie nielegalnego posiadania broni, potem powiązano go ze zdarzeniem przy ul. Suraskiej; według śledczych sprawca działał z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia, groziło mu nawet dożywocie. Wcześniej był już karany m.in. za napaści z użyciem niebezpiecznych narzędzi, ostatni wyrok to 3 lata więzienia, po którym wyszedł z więzienia trzy lata temu. Prokuratura przyjęła, iż motywem mogły być porachunki grup przestępczych, ale jednoznacznie powodów działania oskarżonego nie udało się ustalić.

Sąd Okręgowy w Białymstoku uznał go za winnego usiłowania zabójstwa. Przyjął, że sprawca działał z zamiarem bezpośrednim, próbował oddać dwa strzały, broń była sprawna, choć w kluczowym momencie nie wypaliła. Skazał oskarżonego na 15 lat więzienia, ale z zaostrzeniem polegającym na tym, że o warunkowe zwolnienie z reszty kary będzie mógł on ubiegać się dopiero po 12 latach. Sam oskarżony złożył w czwartek przed sądem apelacyjnym dodatkowe wyjaśnienia. Przekonywał, że nie chodziło o zabójstwo a nastraszenie mężczyzny, ale nie tego, którego zastał przy ul. Suraskiej, tylko innego, choć o podobnej posturze. To osoba, która już nie żyje, a z którą oskarżony miał mieć zatarg o rozliczenia finansowe za narkotyki.

Witold Z. odciął koledze głowę i uciekł. Po 21 latach stanie przed sądem. Miejsce zbrodni nad jez. Zelwa

Złożył też wniosek o przesłuchanie dodatkowego świadka, ale sąd tego wniosku nie uwzględnił. Oskarżony mówił, że broń znalazł w skrytce w piwnicy (przed sądem pierwszej instancji - że w plecaku w lesie pod miastem). Obrona stoi na stanowisku, że sąd okręgowy niewłaściwie ocenił dowody, np. nagrania monitoringu z miejsca zdarzenia czy opinie biegłych, którzy badali broń, a oskarżony nie miał zamiaru ani motywu zabójstwa. Po mowach końcowych stron, sąd publikację wyroku odroczył na koniec września.

Sonda
Czy czujesz się bezpiecznie w Białymstoku?