Prokuratura zarzuciła kobiecie, że w okresie kilku miesięcy na przełomie 2020 i 2021 roku, będąc zobowiązana do opieki nad swoimi dziećmi (w wieku 4 i 6 lat), naraziła je na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. W ocenie śledczych, zaniedbała ona podstawową opiekę nad córkami, wskutek czego trafiły one do szpitala m.in. ze złymi wynikami krwi, infekcjami i stanami zapalnymi, wszawicą, pogryzione przez insekty; biegli orzekli, że były zagrożenie sepsą i śmiercią. W śledztwie 44-latka przyznała się, ale odmówiła składania wyjaśnień i nie chciała dobrowolnie poddać się karze. Przy takich zarzutach grozi jej do 5 lat więzienia.
Proces rozpoczął we wtorek i w ciągu jednego dnia zakończył. Sąd rejonowy przesłuchał nauczycielki z przedszkola, do którego uczęszczały dzieci, dwoje policjantów oraz pracownicę socjalną ośrodka pomocy rodzinie. Panie z przedszkola mówiły o tym, że jedna z dziewczynek miała wszawicę, co zostało w placówce zauważone; matka zabrała wtedy córkę na dłużej z przedszkola. W ich ocenie dziewczynki nie były zaniedbane, ubrania miały czyste, choć od kurtek i czapek było mocno czuć zapach dymu papierosowego. - Nic nie wskazywało, że w domu działo się coś niepokojącego - mówiła jedna z nich.
Zobacz też: Kryzys na granicy. "Sankcje wobec Białorusi są już na stole" [RELACJA NA ŻYWO]
Drastyczne były zeznania policjantów, w tym funkcjonariuszki, która z koleżanką wezwała pogotowie, gdy zobaczyła stan dzieci w czasie kontrolnej wizyty, której celem było poznanie sytuacji w ich domu. Ostatecznie dziewczynki trafiły do rodziny zastępczej.
"Leżały w łóżkach, były bardzo senne, łóżka były brudne, czarne, dziewczynki były koloru tych łóżek" - mówiła przed sądem. Opowiadała, jak wyglądały np. włosy dzieci, mówiła o insektach. "Tego się po prostu nie da opisać, jak to strasznie wyglądało" - dodała.
Załoga wezwanej karetki pogotowia oceniła, że dziewczynki są odwodnione i niedożywione, a ich organizmy mogą być zakażone od ugryzień insektów. O oskarżonej świadek mówiła, że to osoba nadużywająca alkoholu, choć nieagresywna i niewulgarna, to nieporadna w opiece nad dziećmi. Jej zły stan miał wynikać z tego, że nie radziła sobie życiowo po tym, jak mąż trafił do więzienia.
Według informacji przekazanych przez policjantów, dzieci są teraz w rodzinie zastępczej i matka ich nie odwiedza. Pracownica ośrodka pomocy rodzinie zeznała, że ostatnio matka przyszła tam i mówiła, że chce dzieci odzyskać, wyraziła potrzebę wyznaczenia jej asystenta rodziny. Usłyszała tam odpowiedź, że najpierw musi pójść na odwyk z nałogu alkoholowego.