Mężczyzna od wielu lat zmagał się z chorobą. Najpierw był hemodializowany z powodu schyłkowej niewydolności nerek. Następnie przeszedł zabieg przeszczepienia nerki, który był przyspieszony z powodu obecnych już wówczas problemów z dostępem naczyniowym. Niestety, w kolejnych miesiącach po zabiegu pojawiły się powikłania i 42-latek musiał wrócić do dializ.
- Stan pacjenta pogarszał się z dnia na dzień, a wszelkie próby założenia jakiegokolwiek dostępu naczyniowego okazały się nieskuteczne. W ostatnich dniach nawet pobranie krwi do badań czy podanie antybiotyku stało się niemożliwe ze względu na niedrożność naczyń, a narastające parametry niewydolności nerek stały się bezpośrednim zagrożeniem życia – mówi prof. dr hab. Beata Naumnik, kierownik I Kliniki Nefrologii i Transplantologii z Ośrodkiem Dializ.
W grę nie wchodziła żadna operacja, ponieważ pacjent nie mógł zostać znieczulony. Jedynym ratunkiem była dializa, ale do tego konieczne było założenie cewnika naczyniowego.
- Sytuacja była patowa, pacjent umierał – dodaje prof. Naumnik.
Lekarze zaryzykowali i postanowili spróbować założyć cewnik drogą przezlędźwiową bezpośrednio do największej żyły organizmu ludzkiego - żyły głównej dolnej. Na świecie takich przypadków było dotąd kilka. Nie było jednak czasu, by gdzieś dzwonić, konsultować, pytać. Zabieg, przeprowadzony w znieczuleniu miejscowym, zakończył się pełnym sukcesem.Pacjent był już dwukrotnie hemodializowany i jego stan zdrowia stopniowo poprawia się.
Wiadomo już, że ten rodzaj operacji będzie teraz już wykonywany w USK standardowo.