Dziesięć lat temu we wsi Jankielówka (pow. suwalski) doszło do niewyobrażalnego dramatu. Zaczęło się od tego, że do głębokiej na 40 metrów studni wpadł 23-letni Daniel W. Na pomoc rzucił mu się jego kuzyn, Artur W. (25 l.). Przewiązał się pasami i zszedł do studni. Stracił jednak przytomność i ubezpieczający go z góry ludzie wyciągnęli 25-latka na powierzchnię.
Zginęli jak bohaterowie
Na miejscu zjawili się strażacy OSP Raczki. Dwaj z nich, Grzegorz Barszczewski (+ 28 l.) i Jarosław Dzieniszewicz (+53 l.), zeszli w głębinę. Ich druhowie szybko stracili z nimi kontakt. Wkrótce do akcji przystąpiły grupy ratownictwa wysokościowego, które sześć godzin później wydostały na powierzchnię trzy ciała. Aparatura pomiarowa wykazała, że w studni praktycznie nie było powietrza.
"Jak mieli w tej sytuacji postąpić?
Śledztwo w tej sprawie prowadziła prokuratura w Suwałkach i straż pożarna. Komisja uznała, że ochotnicy schodząc do studni bez aparatury tlenowej i niezabezpieczeni linami złamali co prawda zasady bezpieczeństwa, ale zrobili to z własnej woli, będąc pod silną presją błagających o pomoc ludzi. - I jak mieli w tej sytuacji postąpić? - mówił kiedyś "Gazecie Współczesnej" Roman Fiedorowicz, wójt Raczek. - Udawać, że nie słyszą błagań rodziny o pomoc? Zacząć wydzwaniać po strażakach zawodowych i pytać ich o opinię? Dla ratowania życie mężczyzny każda chwila mogła być ważna.
Mężczyźni zostali pochowani 5 czerwca 2013 roku na cmentarzu w Raczkach. Prezydent RP odznaczył pośmiertnie obu strażaków za zasługi dla ratowania życia ludzkiego Medalem Za Ofiarność i Odwagę.