Prokuratura zarzuca mu nieumyślne niedopełnienie obowiązków służbowych, skutkujące nieumyślnym narażeniem strażaków na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty zdrowia lub życia. W gaszonej hali magazynowej dwaj strażacy weszli na podwieszany sufit, który się pod nimi zawalił. W ocenie śledczych, oskarżony, jako kierujący akcją jednostek straży pożarnej, "nie zebrał w sposób dostateczny informacji na temat konstrukcji i umiejscowienia znajdującego się w budynku podestu technicznego i sufitu od znajdującego się na miejscu zdarzenia użytkownika budynku, w wyniku czego wchodzący w skład roty rozpoznawczej funkcjonariusze Państwowej Straży Pożarnej zostali nieumyślnie narażeni przez niego na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu".
Śledczy powołują się na zebrany w sprawie obszerny materiał dowodowy, w szczególności zeznania świadków, oględziny miejsca zdarzenia, zapisy nagrań rozmów z rejestratora PSP w Białymstoku oraz opinie biegłych, w tym m.in. z zakresu pożarnictwa. Prokuratura zaznacza, że nie ma bezpośredniego związku przyczynowo-skutkowego między tym niedopatrzeniem, czy też zaniechaniem (ze strony dowodzącego akcją) a śmiercią strażaków. Oskarżony nie przyznaje się, grozi mu grzywna, kara ograniczenia wolności lub do dwóch lat więzienia.
We wtorek Sąd Rejonowy w Białymstoku przesłuchał dwójkę ekspertów straży pożarnej, w tym przewodniczącego zespołu powołanego wówczas przez komendanta głównego PSP. Zadaniem tego zespołu była analiza akcji ratowniczo-gaśniczej i przygotowanie wniosków na przyszłość, w tym dotyczących szkoleń strażaków. Wśród analizowanych kwestii było rozpoznanie, czy w budynku są ludzie, jakiej jest konstrukcji i jakie są w nim instalacje, co jest źródłem ognia. Ekspert zwracał uwagę, że nie były pełne i precyzyjne informacje dotyczące podwieszanego sufitu; chodziło m.in. o to, że w tym budynku była możliwość wejścia na taki sufit wskutek błędnego przeświadczenia, iż jest to strop.
Odnosząc się do zachowania w hali strażaków, których zadaniem było rozpoznanie, przyznał że konstrukcja zastosowana w obiekcie była specyficzna i rzadko spotykana, nie przerabiana wtedy przez straż na szkoleniach. "Oni uważali, że to był strop, a nie był to strop (...). Uważam, że popełnili błąd, wchodząc na sufit podwieszany" - mówił przesłuchany w śledztwie.
W ocenie zespołu, strażacy musieli np. zauważyć kształtowniki, do których sufit był przytwierdzony i czuć pod nogami, że konstrukcja, po której idą, nie jest stabilna. Eksperci zwrócili też uwagę, że wątpliwości powinny były nasunąć też schody, po których można było na sufit wejść; były to bowiem tzw. schody techniczne, nie do normalnej komunikacji.
Wśród wniosków z wypadku znalazły się zalecenia do szkoleń w zakresie konstrukcji budynków oraz program szkoleń dla oficerów ds. bezpieczeństwa, czyli strażaków, których zadaniem w czasie akcji będzie czuwanie nad bezpieczeństwem ratowników, m.in. przez określenie konstrukcji budynku. Proces został odroczony do czerwca. Sąd chce przesłuchać wówczas świadka, który nie stawił się we wtorek. Niewykluczone, że dodatkową opinię będzie przygotowywał biegły z zakresu pożarnictwa.
Do śmiertelnego wypadku w akcji gaśniczej w Białymstoku doszło 25 maja 2017 r. Wybuchł wówczas pożar dużej hali magazynowej. Przechowywano w niej m.in. plastikowe elementy sztucznych kwiatów i opony. Akcja trwała kilka godzin, uczestniczyło w niej ponad stu strażaków. W działaniach zginęło dwóch strażaków z komendy miejskiej PSP w Białymstoku. Mieli 26 i 29 lat i 4-letni staż w służbie. Ich zadaniem było rozpoznanie sytuacji w płonącym magazynie. Jak ustalono, przy słabej widoczności i dużym zadymieniu, na piętrze weszli na podwieszany sufit, który się pod nimi zawalił.