Nauczycielka zgłosiła, że dzieci są bite. Dyrekcja wyrzuciła ją z pracy, koleżanki przestały się odzywać

i

Autor: Magdalena Jaroszewska/archiwum prywatne Nauczycielka zgłosiła, że dzieci są bite. Dyrekcja wyrzuciła ją z pracy, koleżanki przestały się odzywać

Zareagowała tak jak trzeba

Nauczycielka zgłosiła swoje obawy policji. Wyrzucono ją z pracy, koleżanki zerwały kontakt

2023-06-21 16:28

O tej bulwersującej historii zaczyna mówić cała Polska. Pani Magdalena Jaroszewska z Białegostoku (woj. podlaskie) została zwolniona z przedszkola, w którym pracowała. Wcześniej zgłosiła policji, że troje dzieci może doświadczać przemocy ze strony rodziców. Kobieta straciła pracę i koleżanki, ale może liczyć na wsparcie internautów oburzonych całą sytuacją: "Jestem z pani bardzo dumna, takich nauczycieli potrzebujemy."

Magdalena Jaroszewska przez miesiąc pracowała w jednym z białostockich przedszkoli samorządowych. - Dwoje dzieci z mojej grupy zgłosiło przemoc. Widziałam ślady na ciele. Po kilku dniach w innej grupie zobaczyłam chłopca z widocznymi śladami na szyi. Jego nauczycielka mówiła, że "przyjdzie czas, a ja to kiedyś zgłoszę" oraz "on zawsze po weekendzie jest w siniakach" - powiedziała nam nauczycielka. Białostoczanka zareagowała tak jak należy, obawiając się o zdrowie i bezpieczeństwo swoich podopiecznych. Kobieta najpierw udała ze swoimi wątpliwościami do dyrekcji.

- Pani wicedyrektor przekazała mi taką informację, że nie wychodzimy przed szereg i żeby się nie wychylać. Pani dyrektor z kolei po jakimś czasie powiedziała, że ja muszę to udowodnić najpierw - powiedziała nam pani Magdalena Jaroszewska. Kobieta twierdzi, że o tym, że coś złego dzieje się z dziećmi, wiedziały też inne nauczycielki.

- Czy możecie sobie wyobrazić, że całe zacne grono pedagogiczne wiedziało o tej sytuacji wcześniej? Szlachetne Panie pamiętające czasy kartek na zakupy i jeżdżące po ulicach Fiat125 p przebierały już nóżkami na emeryturę i cytuję: "chcę spokojnie dotrwać do emerytury bez afer." Również młode pokolenie pedagogów zgodnie i solidarnie trzymało sztamę w "niewychylaniu się" - napisała w mediach społecznościowych pani Magdalena. Post został udostępniony ponad 7 tys. razy!

Skandal w białostockim przedszkolu. Nauczycielka zgłosiła problem na policję. Straciła pracę

Pani Magdalena zgłosiła sprawę policji. Z tego, co nam przekazała, rodzinom założono niebieską kartę. Sprawa jest w toku. Śledczy sprawdzają, czy dzieci rzeczywiście doświadczały przemocy. Prowadzone jest również prokuratorskie śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązku przez dyrekcję i grono pedagogiczne przedszkola.

Niedługo później matka czwórki dzieci została zwolniona z pracy. - Pani dyrektor milczała, ja tylko powiedziałam, że wiem, dlaczego zostałam zwolniona - powiedziała nam pani Magdalena. 

Nauczycielka złożyła skargę do kuratorium oświaty. W przedszkolu odbyła się też specjalna rada pedagogiczna. - Pani dyrektor nie widziała krzywdzonych dzieci, ona widzi rozpieszczone do granic dzieci - powiedziała pani Magdalena.

Kij w mrowisko

Okazało się, że kobieta włożyła kij w mrowisko. Dyrekcja przedszkola, za pośrednictwem kancelarii prawniczej, oskarżyła kobietę, że "nadszarpnęła dobre imię przedszkola". - Zaczęłam być stygmatyzowana w pracy. Przestały się odzywać do mnie koleżanki. Jedna z nich powiedziała, ze ona i tak wie, kto doniósł. I ona ma takie znajomości wysoko... - powiedziała nam zwolniona nauczycielka.

Kobieta przyznała, że w przedszkolu istniał również problem przemocy wśród dzieci. - To co tam zastałam, to też ogromna przemoc rówieśnicza w grupie. Niesłychana agresja. Byłam z tym u pani dyrektor kilkakrotnie. Nie było podjętych żadnych działań. Nie ma psychologa w przedszkolu, mimo że te dzieci potrzebują takiej pomocy. I tam jest generalnie taka narracja, że nic się nie dzieje - twierdzi pani Magdalena.

"System znowu zawodzi"

Pani Magdalena Jaroszewska otrzymuje mnóstwo słów wsparcia z całej Polski. Dziennie otrzymuje setki wiadomości, nie nadąża z odpisywaniem. O tym, co zrobiła oraz o przykrych konsekwencjach, które ją spotkały, mówi cały internet. Ludzie podkreślają, że kobieta zareagowała prawidłowo martwiąc się o los dzieci. - Szacunek dla Pani za pomoc, a reszta powinna być ukarana, bo gdybym nie Pani znów doszło by do tragedii jak z Kamilkiem. Dobrze że trafiły na tak wspaniałego człowieka, który nie olał i nie zamiótł pod dywan tego okrucieństwa. Wolała Pani stracić pracę niż siedzieć cicho i nie pomóc tym bezbronnym istotką. To przykre jak znowu system zawodzi - napisała jedna z internautek. - Tak się w Polsce niestety dzieje. Narracja zamiatania spraw pod dywan - dodaje pani Magdalena.

Nauczycielka odwołała się do sądu pracy. Rozprawa odbędzie się 30 sierpnia. W internecie została zainicjowana zrzutka pieniędzy, które ułatwią pani Magdalenie walkę przed sądem. - Zbieram środki na koszty obsługi prawnej sprawy zwolnienia mnie z pracy z powodu reakcji na przemoc w rodzinie moich podopiecznych w przedszkolu - zaapelowała pani Magdalena.

Sonda
Czy pani Magdalena zareagowała prawidłowo?
Kamilek z Częstochowy w objęciach pluszowego misia. Nikt go już nie skrzywdzi