Andrzej Warpechowski (63 l.) nie miał wcześniej nic wspólnego z handlem. Jako młody człowiek pracował w zakładach elektrotechnicznych, montował telewizory. – Przeszedłem wszystkie szczeble od lutowniczego do brygadzisty – wspomina po latach. Jego żona Marianna (63 l.) też miała niewielkie doświadczenie w tej branży – przepracowała zaledwie kilka miesięcy w kiosku należącym do ówczesnego monopolisty na rynku prasy. Kiedy jednak upadł PRL, a w Polsce nastał wolny handel, postanowili zaryzykować i otworzyć swój własny kiosk. Pierwszy wydzierżawili, ale kolejny już należał do nich. – Odkupiłem taką ruinę, załatwiłem trochę blachy i koledzy mi to poskładali – śmieje się dziś pan Andrzej.
W najlepszym okresie prowadzili aż dziewięć punktów z prasą, zatrudniali kioskarki, a rodzicom w pracy z ochotą pomagał ich nastoletni wówczas syn Dawid. – Pracowaliśmy od świtu do godz. 20, nawet w niedziele, praktycznie bez urlopów. Chorować też nie było kiedy – mówi pani Marianna. – Ale potem pojawiły się wielkie markety i odebrały nam klientów – dodaje kobieta.
Czytaj też: Kobieta zostawiła pieniądze w śmietniku w centrum Białegostoku. Uwierzyła oszustom
Dwa należące do małżeństwa kioski przetrwały jednak najtrudniejszy okres do dzisiaj: pani Marianna wciąż handluje przy ul. Antoniukowskiej, zaś pan Andrzej przy ul. Jurowieckiej.
– Codziennie wstajemy o godz. 4:30, by otworzyć jak najwcześniej, bo wielu naszych klientów śpieszy się do pracy na godz. 6 rano i chce zrobić zakupy, a sklepy są jeszcze zamknięte – tłumaczą państwo Warpechowscy.
W tym roku mija 30 lat od otwarcia ich pierwszego kiosku. – Jesteśmy przeszczęśliwi, że możemy świętować jubileusz razem z „Super Expressem”, od pierwszych wydań jesteśmy z Wami i zawsze chętnie proponowaliśmy klientom Waszą gazetę – mówią zgodnie małżonkowie, zapewniając, że sami także są jej wiernymi czytelnikami. – Życzymy 100 lat wydawnictwu oraz wszystkim, którzy tworzą ten wspaniały dziennik. Wszystkiego dobrego w dalszej współpracy – dodają Marianna i Andrzej Warpechowscy. Czytaj też: Rolnicy. Podlasie. Emilia Korolczuk i betonowy mur. Internautka: Szpetny ten płot