Jak działali oszuści? Tajemniczy mężczyzna zadzwonił do jednej z mieszkanek Białegostoku, przedstawił się jako policjant i poinformował o akcji przeciwko grupie przestępczej, w którą zamieszana miała być kasjerka z banku. Następnie przekonał kobietę, że jej oszczędności są zagrożone i nakłonił, by wypłaciła pieniądze z konta i przekazała je jego koledze, także policjantowi, który wypowie hasło "bank". W drugim z przypadków schemat był podobny, z tą różnicą, że ofiara oszustów, przekonana, że pomaga w policyjnej prowokacji, ukryła oszczędności swojego życia w śmietniku wskazanym przez przestępców na białostockim Rynku Kościuszki. Pieniądze od zmanipulowanych kobiet zdaniem śledczych odbierał Robert B. (23 l.) i przekazywał je Krystianowi Z. (29 l.), a ten dalej swoim mocodawcom, wciąż nieustalonym przez dochodzeniowców. Jakub G. (20 l.) pełnił rolę kierowcy.
20-latek nie przyznał się do winy i zeznał, że w oszustwa został wmanewrowany przez chłopaka swojej siostry, czyli 23-letniego Roberta B. Dodał, że chciał tylko pomóc, gdy 23-latek stracił prawo jazdy, a został przez niego wykorzystany. – On był biedny, wychowywał się w domu dziecka, moja rodzina zlitowała się nad nim i mieszkał z nami – tłumaczył rozżalony przed sądem, zapewniając, że teraz nie chce i nie ma z nim nic wspólnego. Przyznał się jednak do posiadania marihuany, którą znalazł, gdy był na grzybach w lesie.
Czytaj też: Małżeństwo z Białegostoku straciło MILION złotych
Robert B. zapewnił przed sądem, że Jakub faktycznie nic nie wiedział o całej sprawie, a jedynie prowadził auto. Przyznał się do winy, zaznaczając jednak, że on także nie był do końca świadomy tego, w czym uczestniczy. Krystian Z. nie stawił się w sądzie, a jego adwokat wyjaśnił, że nie ma z nim żadnego kontaktu. Rozprawa będzie kontynuowana w lutym przyszłego roku.