Obrońcy chcą uniewinnienia, ewentualnie uchylenia wyroku, i zwrotu sprawy do pierwszej instancji lub warunkowego umorzenia postępowania. Prokuratura - utrzymania wyroku. Orzeczenie ma być ogłoszone za dwa tygodnie. Proces dotyczy tzw. sharingu, czyli rozsyłania sygnału telewizyjnego za pośrednictwem internetu. Główny oskarżony odpowiada przed sądem pod zarzutem rozsyłania takiego sygnału - w ocenie prokuratury za pośrednictwem urządzenia przystosowanego do nielegalnego odbioru kanałów płatnej, kodowanej platformy satelitarnej - co najmniej do szesnastu osób w latach 2011-2018. Czasowo (przez pięć miesięcy 2018 roku) miał to robić wspólnie i w porozumieniu z drugim z oskarżonych.
Działo się to w miejscowościach na terenie powiatu monieckiego, a straty platformy zostały oszacowane na nie mniej niż 126,4 tys. zł.
W październiku 2020 roku Sąd Rejonowy w Białymstoku uznał za winnych obu oskarżonych. Skazał ich na ograniczenie wolności (odpowiednio na 10 i 6 miesięcy), z obowiązkiem wykonywania nieodpłatnej pracy na cele społeczne po 40 godz. miesięcznie. Mają też - w ramach obowiązku naprawienia szkody - zapłacić łącznie tę kwotę strat spółce ITI Neovision (z czego główny oskarżony blisko 117,5 tys. zł).
Obrońcy kwestionują w apelacji te wyliczenia i samą winę oskarżonych. Zwracają uwagę, że sąd pierwszej instancji nie ustalił, czy rzeczywiście tyle osób korzystało z sharingu, czy w ogóle był on możliwy za pośrednictwem zabezpieczonych w sprawie urządzeń, a jeśli tak - to w jakim konkretnym okresie.
Kwestionują sposób wyliczenia szkody, który - w ich ocenie - polegał na matematycznym przemnożeniu liczby potencjalnych nielegalnych użytkowników przez liczbę miesięcy i kwotę najwyższego abonamentu kodowanej platformy satelitarnej NC+. Przywoływany był również argument, że sprzęt nie był nielegalnie przerobiony do usługi sharingu i był prywatną własnością użytkownika, a nie platformy.
Czytaj też: Białystok. Kobieta w klapkach na klatce schodowej. Mówiła, że pochodzi z Olsztyna. Zaskakujące ustalenia Strażników Miejskich
Prokuratura przywołuje opinie powołanych w sprawie biegłych, dotyczące m.in. oprogramowania zabezpieczonego w sprawie serwera i dekoderów. Chce utrzymania wyroku.
Na rozprawie odwoławczej był obecny główny oskarżony. Podkreślał w swoim ostatnim słowie, że nie ma żadnych dowodów potwierdzających, by czerpał zyski z udostępniania sygnału cyfrowej telewizji (zarzut obejmuje działalność w celu osiągnięcia korzyści majątkowej). "Nikt mi nie płacił" - zapewniał. Zwracał przy tym uwagę, że z szesnastu kont, o których mowa w zarzutach, dwa należą do niego, a związane są z legalnym abonamentem. Jak mówił, gdyby wyrok się utrzymał, to musiałby jeszcze "razy dwa" płacić za siebie to, co regulował w abonamencie.
Czytaj też: Zbójna. Nauczycielka angielskiego uprawiała seks z uczniem. Teraz musi mu zapłacić
Oskarżony przekonywał też, że wszystkie te osoby mieszkają na wsi i niemal wszyscy w 2011 roku nie mieli żadnego dostępu do internetu. Wyjaśniał techniczne uwarunkowania takiego przesyłu i podkreślał, że nikt nie ustalił, czy sygnał był stale wysyłany i wykorzystywany przez potencjalnych odbiorców; dodał, że u tych osób (w sprawie mieli status świadków) nie zabezpieczono żadnego sprzętu do takiego odbioru. (PAP)