Właściciele działek, które znajdują się po stronie polskiej na wysokości miejscowości Usnarz Górny, w tym jednej działki bezpośrednio przylegającej do linii granicy, kilkukrotnie wzywali policję, aby osoby postronne nie wchodziły na ich prywatne teren – powiedziała rzecznik prasowy Straży Granicznej ppor. Anna Michalska. W ten sposób zareagowała na doniesienia niektórych mediów, że policja nie dopuszcza dziennikarzy i wolontariuszy fundacji występujących w obronie cudzoziemców koczujących po białoruskiej stronie granicy. Jak podaje PAP, policję wezwał w sobotę właściciel gruntu, na którym przebywali dziennikarze, przedstawiciele fundacji Ocalenie, a także politycy lewicy z Piotrem Ikonowiczem. Rolnik uważa, że osoby przebywające na jego terenie niszczyły mu trawę, a także uniemożliwiały jej skoszenie. Zanim pojawił się patrol policyjny, doszło do utarczek słownych.
Podobnie sytuacja wyglądała w niedzielę. Tym razem rolnik zarzucał osobom przebywającym na jego łące, że niszczą mu skoszoną trawę. - Kto mi zapłaci za zniszczoną paszę, czym ja nakarmię bydło – mówił. Po interwencji rolnika i policji zarówno wolontariusze fundacji, jak i dziennikarze opuścili jego pole.
Z najnowszych informacji przekazanych przez Straż Graniczną wynika, że po stronie białoruskiej wciąż przebywają 24 osoby. Wśród nich jest 20 mężczyzn i 4 kobiety. Nie ma wśród nich dzieci. Od niedzieli liczebność grupy się nie zmieniła.