Kary roku więzienia w zawieszeniu chce białostocka prokuratura dla mężczyzny oskarżonego w związku z wypadkiem przy pracy na wysokości, w którym zginął jego kolega, a on sam doznał ciężkich obrażeń skutkujących inwalidztwem. Do makabrycznych w skutkach zdarzeń doszło na początku sierpnia 2018 roku. Po latach ta sprawa domaga się sprawiedliwości. Jaki byłby właściwy wyrok?
Białystok. Wypadek przy wycince drzew. Proces ws. wypadku
Nie tylko obrońcy, ale też pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej (żony zmarłego) chcą uniewinnienia. Wyrok ma być ogłoszony na początku grudnia – zapowiada Polska Agencja Prasowa.
Chodzi o zdarzenie, do którego doszło ponad cztery lata temu (3.08.2018 r.) na Rynku Kościuszki w centrum Białegostoku. Z kosza podnośnika, który się nagle przechylił – w czasie prac na wysokości ok. pięciu metrów przy przycinaniu gałęzi drzew – wypadły dwie osoby. Okazało się, że pękło stalowe ramię tego podnośnika. Jeden mężczyzna zginął, drugi był ciężko ranny.
We wtorek (22.11) przed Sądem Rejonowym w Białymstoku strony wygłosiły mowy końcowe. Prokuratura uważa, że to właśnie ciężko ranny pracownik był odpowiedzialny za bezpieczeństwo i higienę pracy w firmie, nie dopełnił tego obowiązku, wskutek czego doszło do narażenia na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu.
Chodzi o to, że mężczyźni pracowali na dużej wysokości bez zabezpieczenia. Jak mówił w mowie końcowej prok. Andrzej Olszewski, gdyby zachowane zostały wszystkie – wymagane prawem przy tego typu pracach – normy i zasady, do wypadku by nie doszło. – Nie możemy mówić, że mieliśmy do czynienia tylko i wyłącznie ze splotem nieszczęśliwych wypadków. Było tutaj zawinienie, które skutkowało tragedią – przekonywał. Argumentował, że wyrok w tej sprawie powinien być „przestrogą dla innych, że nie należy bagatelizować zasad bezpieczeństwa i higieny pracy”. Złożył wniosek o karę roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata.
Z tym stanowiskiem nie zgodzili się nie tylko obrońcy, ale też pełnomocnik oskarżycielki posiłkowej. Reprezentujący ją mec. Ireneusz Mikucki zawnioskował o uniewinnienie oskarżonego, mówił o wadliwości postępowania przygotowawczego.
Zwracał uwagę, że przyczyną wypadku – przywoływał opinię biegłych z Urzędu Dozoru Technicznego – było urwanie się kosza, bo z powodu tzw. zmęczenia materiału, doszło do pęknięcia stalowego ramienia podnośnika. Dodał też, że oskarżony nie był właścicielem firmy i to nie na nim spoczywała odpowiedzialność za BHP. – Przecież on jest w tej sprawie tak naprawdę ofiarą i prawdopodobnie nigdy nie wróci do zdrowia – przypomniał mec. Mikucki.
Jeden z obrońców, mec. Jakub Radlmacher, przyznał, że w sprawie karnej rzadko jest tak, by obrona zgadzała się z pełnomocnikiem oskarżyciela posiłkowego. Poparł całą jego argumentację. Finał procesu i wyrok – na początku grudnia.