Atak miał miejsce w centrum miasta, na ulicy Suraskiej. Zarejestrowany został przez jedną z osób postronnych, nagranie wideo opublikowano w internecie. Wykorzystali je policjanci przeglądający materiały umieszczone w sieci po marszu. W zarzucie przyjęto, iż atak był występkiem chuligańskim, a sprawca działał umyślnie, bez powodu, okazując rażące lekceważenie porządku prawnego.
Proces przed Sądem Rejonowym w Białymstoku odbył się w marcu i zakończył w ciągu jednego dnia. Oskarżony przyznał się; nie chciał jednak składać wyjaśnień i odpowiadać na pytania stron, powiedział jedynie, że przeprasza 18-latka. W śledztwie nie potrafił podać racjonalnej przyczyny swego zachowania. Mówił o "impulsie tłumu" i reakcji pod wpływem tego, co się wtedy w centrum Białegostoku działo.
Czytaj też: Białystok. Rok temu przeszedł I Marsz Równości. Mieszkańcy długo o tym nie zapomną [ZDJĘCIA, WIDEO]
Prokurator wnioskował o rok i osiem miesięcy więzienia i 5 tys. zł nawiązki. To kara łączna nie tylko za chuligański atak, ale również za dodatkowe przestępstwo - chodzi o to, że oskarżony miał dowód osobisty innej osoby, co zostało zakwalifikowane jako ukrywanie dokumentu, którym nie miał prawa wyłącznie rozporządzać.
Obrona chciała za chuligański atak łagodniejszej kary, tzw. mieszanej, tzn. 3-miesięcznego więzienia, a potem 2-letniego ograniczenia wolności poprzez 40 godzin prac społecznych miesięcznie. Co do zarzutu dotyczącego dowodu osobistego obrońca wnioskował o umorzenie postępowania ze względu na znikomą szkodliwość społeczną czynu.
Sąd rejonowy orzekł taką karę, jak chciała prokuratura; wyrok zaskarżyła obrona, chce uniewinnienia od zarzutu ukrywania dowodu osobistego, a w sprawie napaści w czasie Marszu Równości - kary łagodniejszej.
Obrońca oskarżonego mec. Mariusz Truszkowski argumentował, że pokrzywdzony nastolatek i jego matka wybaczyli sprawcy i przyjęli jego przeprosiny, do tego wpłacił on już 5 tys. zł nawiązki, którą orzekł sąd rejonowy. Dokument potwierdzający tę wpłatę obrońca złożył w poniedziałek do akt sprawy.
Mec. Truszkowski mówił, że sąd pierwszej instancji nadużył prawa, nie zgadzając się na skierowanie wówczas sprawy do mediacji (wnioskował o to obrońca). "Sąd uniemożliwił coś, co powinno być w państwie prawa rzeczą podstawową, czyli jednanie ludzi" - powiedział. Argumentował również, że kara ponad półtora roku więzienia bez zawieszenia jest rażąco surowa. Podawał przykład innego procesu związanego z Marszem Równości, gdzie niedawno czterech mężczyzn - za podobne czyny wobec kilku osób - zostało skazanych nieprawomocnie na kary więzienia, ale w zawieszeniu.
Prokuratura chce utrzymania wyroku. Prok. Wioletta Legus z Prokuratury Rejonowej Białystok-Południe mówiła w swojej mowie końcowej, że co prawda cios był jeden, ale we wrażliwe miejsce ciała - okolice głowy i doszło do złamania obojczyka. Mówiła, że również ze względu na zasady prewencji generalnej orzeczona kara jest "adekwatna". "Ma kształtować społeczeństwo, pokazywać że takie zachowanie jest nieopłacalne, karygodne i zasługuje na wysoki wyrok" - dodała. Mówiła, że - podobnie jak sąd rejonowy - nie widzi w tej sprawie okoliczności łagodzących.