To był drugi przypadek w Polsce, gdy uruchomiono procedurę Child Alert. Cezary R. ze wspólnikiem uprowadził 25-letnią wówczas żonę i ich córeczkę Amelkę spod bloku na osiedlu Dziesięciny w Białymstoku. Chwilę potem porywacze zmienili samochód i wyjechali z miasta. Policjanci ustawiali blokady, a do akcji włączono śmigłowiec. Pościg trwał ponad dobę. Zakończył się szczęśliwie dla matki i córki po kłótni kidnapera z jego wspólnikiem Łukaszem K.
Drugi z mężczyzn za współudział w przestępstwie został skazany na rok więzienia. Proces Cezarego R. ciągnął się jednak miesiącami, a on sam nie stawiał się na kolejnych rozprawach w Sądzie Rejonowym w Białymstoku. Nie było go też na ogłoszeniu wyroku. Oskarżony o zamontowanie w samochodzie żony lokalizatora GPS i śledzenie jej poczynań oraz bezprawne pozbawienie wolności byłej partnerki i jej córeczki od początku śledztwa nie przyznawał się do winy.
Przeczytaj także: Wizna. Chłopiec zaatakował 100-latka! Nie uwierzycie, co mu zrobił
Sędzia Alina Dryl nie miała jednak wątpliwości co do winy Cezarego R. i skazała go na karę łączną trzech lat więzienia. Porywacz nie będzie też mógł przez 10 lat zbliżać się do swoich ofiar na odległość bliższą niż 50 metrów, ani nawet kontaktować się z nimi telefonicznie czy przez Internet. Musi także żonie i córce wypłacić po 10 tysięcy złotych.
– Kara jest surowa, ale sprawiedliwa – uzasadniała sędzia wyrok. – Zgodnie z prawem krajowym i międzynarodowym dobro dziecka jest najważniejsze, mamy bezwzględny obowiązek ochrony dziecka przed przemocą – dodała.
Dzisiejszy wyrok nie jest prawomocny.