Łapy. Bandyci wtargnęli na posesję strażnika więziennego. On siedział w aucie z dzieckiem. Tak się bronił, że jednego prawie zabił

i

Autor: KMP Łomża Łapy. Bandyci wtargnęli na posesję strażnika więziennego. On siedział w aucie z dzieckiem. Tak się bronił, że jednego prawie zabił

Obrona konieczna

Łapy. Bandyci wtargnęli na posesję strażnika więziennego. On siedział w aucie z dzieckiem. Tak się bronił, że jednego prawie zabił

2022-09-07 8:17

Na kary po 3 lata więzienia skazał we wtorek (6.09.2022) Sąd Rejonowy w Białymstoku dwóch mężczyzn, oskarżonych o wtargnięcie na obcą posesję i próbę dokonania samosądu. Napadnięty bronił się nożem, poważnie raniąc jednego z napastników. Prokuratura uznała, że działał w granicach obrony koniecznej.

Skazani mają też zapłacić po 20 tys. zł zadośćuczynienia i pokryć napadniętemu, który w tym procesie miał status oskarżyciela posiłkowego, koszty pełnomocników sięgające łącznie 9,5 tys. zł. Wyrok nie jest prawomocny. Prokuratura i napadnięty chcieli kar po 4 lata więzienia, obrońcy - uniewinnienia. Sąd zajmował się incydentem, który miał miejsce 2,5 roku temu w podbiałostockich Łapach. Napadnięty, na co dzień strażnik w jednym z zakładów karnych w Podlaskiem, znał napastników. Do końca nie wiadomo, jaki był motyw ich działania. Nie udało się tego też ustalić w procesie, uzasadniając wyrok sąd wspominał o tym, że mogło chodzić o jakieś zatargi z przeszłości.

Gdy mężczyzna wjechał samochodem na swoje podwórko, inny pojazd zastawił mu bramę. Z tego auta wysiedli, podbiegli w jego kierunku i zaatakowali go dwaj napastnicy. Używali drewnianego trzonka od siekiery, gazu i noża, na ziemi kopali go. Napadnięty bronił się, jeden z napastników został poważnie ranny, w szpitalu ratowano mu życie.

Czytaj też: Adam bronił się przed bandytami. Teraz musi się tłumaczyć. 8 lat w sądzie. "Prawo do obrony koniecznej w tym kraju nie istnieje"

Oskarżeni ostatecznie nie przyznali się, choć na początku procesu składali wnioski o dobrowolne poddanie się karze (ostatecznie nie zgodziła się na to prokuratura). W ich wersji zdarzeń, wybrali się tam ale tylko po to, żeby porozmawiać, a gaz czy drewniany kij służyć miały jedynie do obrony w wypadku, gdyby gospodarz - o którym mówili, że bywa agresywny - ich zaatakował. Na nagraniach z monitoringu widać jak obce auto zastawia wjazd na posesję, dwie osoby wbiegają na to podwórko, a gospodarz zaczyna uciekać.

Odnosząc się do jego reakcji na tę sytuację sędzia zwracała uwagę, że w samochodzie mężczyzny było małe dziecko. Argumentowała, że do napadu doszło na jego podwórku, w obecności tego dziecka. - On po prostu miał prawo się bronić (...), miał prawo bać się o siebie, ale także o małe dziecko, które się w samochodzie znajdowało - dodała sędzia Jamiołkowska.

Podlaskie. Gruzin rzucił się z kijem bejsbolowym na policjantkę. W busie wiózł imigrantów

Odnosząc się do kary (maksymalnie groziło oskarżonym po 8 lat więzienia) mówiła, że działanie sprawców miało bardzo wysoki stopień społecznej szkodliwości, bo - jak uzasadniała - nie mieli oni żadnego racjonalnego powodu, by wtargnąć na posesję, działali w sposób zaplanowany (albo jechali za samochodem strażnika albo czekali na niego pod jego domem); jedyną okolicznością łagodzącą był fakt, iż byli niekarani.

Czytaj też: Białystok. Gej oskarżony o zabójstwo swojego partnera. 47-latek zadawał ciosy nożem kuchennym

W oddzielnym śledztwie prokuratura badała wątek poważnych obrażeń, których doznał jeden z napastników od ciosów nożem. Postępowanie nawet dotyczyło ewentualności usiłowania zabójstwa, ale ostatecznie zostało umorzone. Po zapoznaniu się z dowodami śledczy uznali bowiem, że napadnięty działał jednak w granicach obrony koniecznej, a w takiej sytuacji - odpierając bezpośredni i bezprawny zamach - nie popełnił przestępstwa.

Sonda
Czy sądy w Polsce wydają sprawiedliwe wyroki?