W styczniu 2014 r. Adam B., wtedy jeszcze białostocki policjant, bawił się z żoną na imprezie u znajomych w jednym z mieszkań na osiedlu Wysoki Stoczek w Białymstoku. Wypił najwyżej trzy drinki i około północy małżonkowie pożegnali się z towarzystwem. Dwóch napastników zaczaiło się na niego w klatce schodowej. Tłumaczyli później, że pomylili go z kimś, kto wcześniej wyśmiewał się z imienia ich psa. Adam B. dostał kilka ciosów w twarz i tors, ale nie był dłużny, bronił się, oddawał ciosy. Żona mężczyzny wezwała policję, a gdy nadjechały radiowozy, bandyci uciekli do pobliskiej klatki schodowej. Napadnięty policjant ruszył za nimi wraz z przybyłą na pomoc funkcjonariuszką. Udało im się dostać do mieszkania, w którym skryli się agresorzy. Według śledczych, Adam B. miał tam bić i kopać swoich niedawnych oprawców oraz użyć przeciwko nim gazu łzawiącego.
Zarówno policjant, jak i sprawcy wyszli z potyczki solidnie poturbowani. Wszyscy też usłyszeli prokuratorskie zarzuty. Sprawcy napaści, Piotr L. i Grzegorz D., usłyszeli już wyroki więzienia w zawieszeniu, ale sądowa batalia napadniętego przez nich Adama B. wciąż trwa.
Czytaj też: Pogrążyły go SMS-y do żony. Policjant z Sokółki pójdzie do więzienia
Prokuratura zarzuca mu przekroczenie uprawnień służbowych, uszkodzenie ciała dwóch mężczyzn, zniszczenie mienia i naruszenie miru domowego. W ciągnących się latami procesach sąd już go uniewinniał lub umarzał postępowanie. W sądzie wyższej instancji wyroki te były jednak uchylane. Ostatecznie jesienią ub.r. Sąd Okręgowy w Białymstoku skazał prawomocnie byłego funkcjonariusza na pół roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata i jednocześnie cofnął do ponownego rozpatrzenia w Sądzie Rejonowym sprawę obrażeń, jakie Adam B. zadał jednemu z agresorów. Grzegorz D. miał złamaną szczękę i pęknięty oczodół. Czwarty już proces w tej sprawie ruszył we wtorek 31 maja.
– Szedłem do sądu z podniesioną głową, bo od początku czułem się niewinny. Nie rozumiem dlaczego tak zostałem potraktowany przez polski system sprawiedliwości. Przecież to ja zostałem napadnięty i ja jestem ofiarą, a w całej sprawie chyba to zostało zapomniane – tłumaczył z ławy oskarżonych Adam B. – 15 lat służyłem Polsce jako policjant. Dziś widzę, że absolutnie nie opłaca się bronić nawet we własnej sprawie, ani łapać bandytów, bo potem spędzasz 8 lat w sądzie, udowadniając swoją niewinność. Prawo do obrony koniecznej w tym kraju nie istnieje – przekonywał były funkcjonariusz. Dodawał też, że żałuje, iż wtedy się bronił przed napastnikami. – Pobiliby mnie, ale po trzech latach pewnie doszedłbym do siebie i dziś miałbym już spokój – tłumaczył drżącym z emocji głosem.
Podczas kolejnej rozprawy, która zaplanowana jest na koniec września, sąd przesłucha świadków i pokrzywdzonego.