Sytuacja na granicy polsko-białoruskiej staje się coraz bardziej trudna. Od początku maja Straż Graniczna odnotowała około 8 tys. prób nielegalnego przekroczenia granicy z Białorusi do Polski. Od początku roku było ponad 17 tys. takich prób. Ręce pełne pracy mają lekarze i pielęgniarki ze szpitala w Hajnówce, gdzie w pierwszej kolejności trafiają ranni żołnierze i pogranicznicy oraz migranci. Dziennikarka WP.pl rozmawiała z dr n. med. Tomaszem Musiukiem, zastępcą dyrektora ds. lecznictwa szpitala w Hajnówce. To właśnie do tego szpitala trafił polski żołnierz zaatakowany nożem przez migranta. - Wcześniej takich przypadków w ogólnie nie mieliśmy. Przyjmowaliśmy mundurowych, ale z przyczyn związanych z wykonywaniem codziennych obowiązków np. drobniejszymi urazami. Od dwóch-trzech tygodni obserwujemy, że kryzys znowu się nasila, bo mamy też więcej migracyjnych pacjentów - podkreśla dr Musiuk.
Każdej doby personel szpitala w Hajnówce przyjmuje po kilkunastu migrantów. Są to głównie młodzi mężczyźni, którzy doznali urazu próbując przedostać się przez stalową zaporę. Lekarz, z którym rozmawiała dziennikarka Wirtualnej Polski zwraca uwagę, że szpital jest przeciążony obowiązkami. Doktor apeluje o rozwiązania systemowe. - Nagle może się okazać, że mamy kolejną falę migrantów, nie wiemy, w jakim będą stanie, a wszystkim trzeba będzie zabezpieczyć pomoc. To ogromne wyzwanie, którym nasz personel jest coraz bardziej wykończony. Ludzie są zmęczeni i sfrustrowani - nie tylko nawałem pracy, ale też faktem, że nie mamy tak naprawdę żadnego wsparcia, na które, nie ukrywam, coraz bardziej liczymy - mówi dr Musiuk.