Podlaskie. Kolegi bym mocno nie uderzył. 33-latek nie żyje. Przed białostockim sądem trwa proces

i

Autor: KWP Białystok Podlaskie. "Kolegi bym mocno nie uderzył". 33-latek nie żyje. Przed białostockim sądem trwa proces. Zdjęcie ilustracyjne.

Trwa proces

Podlaskie. "Kolegi bym mocno nie uderzył". 33-latek nie żyje. Przed białostockim sądem trwa proces

2024-08-21 8:59

Oskarżony powiedział, że spotkali się i tylko raz go uderzył - zeznał przed sądem w Białymstoku świadek w procesie 37-letniego mieszkańca miasta, oskarżonego o to, że w kłótni uderzył swego dobrego znajomego pięścią w twarz. Po tym ciosie 33-latek doznał śmiertelnych obrażeń. Proces odroczono do października, bo nie stawił się jeden świadek.

Oskarżony i ofiara dobrze się znali od kilku lat, długo pracowali ze sobą. We wrześniu ubiegłego roku razem pojechali do lasu w podbiałostockiej wsi Halickie. Z wyjaśnień oskarżonego wynika, że znajomy miał mu oddać pieniądze. Gdy do tego nie doszło, zdenerwowany raz go uderzył pięścią w twarz. Kolega oskarżonego upadł, uderzając głową i plecami o twarde podłoże, doznając m.in. stłuczenia głowy, masywnego krwawienia wewnętrznego i obrzęku mózgu, co doprowadziło do zgonu. Prokuratura zakwalifikowała to jako spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego skutkiem była śmierć. Grozi za to od pięciu lat więzienia nawet do dożywocia.

Oskarżony przyznaje się jedynie do zadania ciosu, ale już nie do spowodowania tak poważnych obrażeń. - Uderzyłem go raz. On przy mnie nie upadł i nie uderzył głową, jak opisuje to prokuratura. I nie wiem, czy to się wydarzyło później, czy on zemdlał. Ja go uderzyłem raz, gdy odchodziłem, on żył, nie wiem jak to się stało - mówił przed sądem na pierwszej rozprawie w połowie maja.

W śledztwie oskarżony wyjaśniał, że cała zdarzenie związane było z rozliczeniami finansowymi między nim a pokrzywdzonym; miało chodzić o zakup przez tego drugiego samochodu z ogłoszenia. Mężczyźni pracowali wówczas razem, wykonując prace budowlane. Rozliczenia dotyczyły 700 zł. - On powiedział, że ma te pieniądze, ale zakopane w lesie i musimy tam zajechać - mówił w śledztwie.

Czytaj też: Rozbój na Dziesięciny. Pięć osób zaatakowało parę idącą chodnikiem. Wśród napastników kobieta. Grozi im 15 lat więzienia

W leśnej żwirowni w Halickich żadnych pieniędzy nie było; wtedy po wymianie zdań padł cios pięścią. - Ale nie mocno, bo kolegi bym mocno nie uderzył (...). Niemożliwe, żeby zmarł po moim jednym uderzeniu - twierdził oskarżony. Dodał, że cios padł "pod wpływem emocji i nerwów".

We wtorek sąd przesłuchał m.in. mężczyznę, który pracował tego dnia z oskarżonym. - Nie wydaje mi się, żeby wykonał on taki czyn, jego zachowanie nie wskazywało, żeby zrobił coś strasznego (...). Mówił, że się spotkali i raz go uderzył" - mówił świadek. Twierdził, że nie dopytywał o szczegóły, a oskarżony nic więcej o okolicznościach zdarzenia nie mówił. Proces będzie kontynuowany w październiku. Ma być wówczas przesłuchany świadek, który we wtorek nie stawił się w sądzie.

Sąd już na pierwszej rozprawie uprzedził strony o możliwości zmiany kwalifikacji prawnej czynu na nieumyślne spowodowanie śmierci; to kwalifikacja łagodniejsza i zagrożona karą do 5 lat więzienia.

Karolina B. prawomocnie skazana. Sąd obniżył wyrok za zabójstwo Igora