Wieczorem 29 października 2013 r. 22-letnia Marlena wybrała się na dyskotekę i... ślad po niej zaginął. Trzy dni później odnaleziono jej ciało. Leżało zamaskowane w rowie pod nasypem kolejowym niedaleko Śniadowa. Gnębiony wyrzutami sumienia Sławomir D. z Radgoszczy zadzwonił na komisariat i opowiedział policjantom o tym, co zrobił, a także wskazał miejsce ukrycia ciała. Wstępne oględziny wskazywały nie tylko na morderstwo, ale też na gwałt, co jednak ostatecznie wykluczyła sekcja zwłok. Mężczyzna trafił do aresztu.
30-letni od dłuższego czasu podkochiwał się w młodej mieszkance Mężenina pod Śniadowem, matce dwójki dzieci. Obdarowywał ją prezentami i proponował małżeństwo. Ona go jednak odtrącała i traktowała jak nieszkodliwego natręta. Sławek nie doczekał sprawiedliwego procesu. 27 maja 2014 r. 30-letni mężczyzna zmarł nagle w celi aresztu śledczego w Czerwonym Borze. – Sekcja zwłok wykazała, że przyczyna jego zgonu była naturalna. Ze względu na śmierć podejrzanego, śledztwo zostało umorzone – informowała ówczesna rzecznik prasowa Prokuratury Okręgowej w Łomży, Maria Kudyba.
Czytaj też: Mecenas zamordował aplikantkę. Marta strasznie cierpiała. Umarła w Nowy Rok
Rodzice Sławka nigdy nie uwierzyli w winę syna i jego naturalną śmierć z powodu wycieńczenia organizmu. – On był niewinny! Był kozłem ofiarnym i ktoś otruł go w więzieniu. Z grobu go nie podniesiemy, ale zrobimy wszystko, by prawda wyszła na jaw – mówili wtedy naszemu reporterowi.