Zarzuty postawione dziennikarzowi Onetu i operatorowi, który nagrywał relację dotyczą przebywania na terenie objętym zakazem oraz „utrwalania za pomocą środków technicznych” infrastruktury granicznej. Jak podaje Onet, "Bartłomiej Bublewicz, w swoim materiale chciał sprawdzić, jak funkcjonują służby na terenie obowiązywania stanu wyjątkowego". Według Onetu, dziennikarz dotarł niemal do samej granicy w Usnarzu Górnym, gdzie koczuje grupa ponad trzydziestu migrantów, nie spotykając po drodze ani jednego patrolu. Po ukazaniu się materiału wideo, z dziennikarzem skontaktowała się białostocka policja, z prośbą, by stawił się na komendzie.
– W komendzie czekałem w asyście dwóch policjantów, nie wiedząc nawet dokładnie w jakim charakterze zostałem wezwany. Kiedy zaczęło się moje przesłuchanie, funkcjonariusze podeszli do samochodu, którym przyjechałem. Najpierw chcieli przeszukać pojazd, ale potem poprosili operatora o wydanie kart do kamer, na których utrwalone było nagranie – relacjonuje Bublewicz.
Dziennikarz miał odmówić składania zeznań.
Według prawnika Grupy RASP, nie doszło do utrwalenia infrastruktury granicznej, ponieważ dziennikarze nie dotarli do samej granicy i nagranie jej nie ukazuje.
Polecany artykuł:
Do sprawy odniósł się wicenaczelny Onetu Paweł Ławiński, który twierdzi, że zaistniała sytuacja ma na celu zniechęcenie innych mediów do pokazywania koczujących migrantów i tego, co się dzieje na granicy.
– Potwierdza się, że głównym celem rządzących jest uniemożliwienie mediom relacjonowania sytuacji na granicy. Obrazy pokazujące grupę 32 migrantów mają po prostu zniknąć z ekranów telewizorów, komputerów, telefonów. Temu ma służyć stan wyjątkowy w pasie przygranicznym. Wprowadzając go, rząd i prezydent chcą, jak widać, coś ukryć – podkreśla w opublikowanym dziś na łamach Onetu materiale.
Przypomnijmy, w miniony czwartek (2 września) wprowadzono stan wyjątkowy na obszarze części województwa podlaskiego oraz części województwa lubelskiego, który ma obowiązywać przez 30 dni. W wyznaczonej strefie obowiązują restrykcje, wstępu nie mają nawet media. Mieszkańcy muszą stosować się do wielu ograniczeń. Za ich złamanie grozi areszt lub grzywna. CZYTAJ WIĘCEJ: Stan wyjątkowy przy granicy z Białorusią. Surowe kary za złamanie przepisów