- Była środa, dochodziła godz. 19, gdy ktoś zapukał do drzwi – relacjonowała w marcu 2017 r. Janina S., matka 35-letniego wtedy Tadeusza i o 5 lat młodszego Damiana. - Wyjrzałam na klatkę schodową, patrzę, a tam stoi jakiś facet i mówi, że chce rozmawiać z moim synem, bo Tadek go oszukał – opowiadała kobieta. W tym czasie syn pani Janiny zaszył się w pokoju, zaś jego matka przepędziła intruza precz i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Ten jednak nie zamierzał odpuścić i cierpliwie czekał na chodniku pod kamienicą. Tadeusz w końcu wyjrzał przez okno i rozpoznał niespodziewanego gościa. Poleciały wyzwiska. Rozwścieczony mężczyzna wyjął z kieszeni składany nóż myśliwski, wbiegł po schodach na górę i jednym kopnięciem roztrzaskał drzwi do mieszkania. W przedpokoju natknął się na próbującą go powstrzymać panią Janinę i brutalnie ją skatował. Potem już bez przeszkód rzucił się na jej syna i straszliwym ciosem rozpłatał mu gardło. Z przeciętej tętnicy trysnęła krew i choć matka próbowała tamować obfite krwawienie czym tylko miała pod ręką, to na ratunek dla Tadeusza było już za późno.
Chodziło o grube pieniądze z nielegalnego hazardu i przemytu
– Tadzik to był dobry chłopak. Do kościoła chodził i nawet piwka nie tknął. Pracował przy automatach z grami i powadził firmę budowlaną na Litwie – opowiadała nie kryjąc łez pani Janina. Zaślepiona matczyną miłością kobieta nie znała jednak prawdy o swoim starszym synu, ale policjanci doskonale wiedzieli, że z mordercą łączyły go zakazane prawem interesy. Chodziło o grube pieniądze z nielegalnego hazardu i przemytu zza wschodniej granicy. Tadeusz prawdopodobnie zaciągnął też dług u gangsterów, którego nie spłacał.
Zabójca uciekł, w lesie zakopał nóż, a swoje zakrwawione ubrania spalił w piecu. Śledczy szybko go jednak dopadli i doprowadzili na ławę oskarżonych. – Zatrzymany to 44-letni Dariusz P. z okolic Ostrołęki. Przyznał się do winy – mówił ówczesny szef Prokuratury Rejonowej w Kolnie Przemysław Szymanowski. Sąd skazał 44-latka na 12 lat więzienia.
Kolejny dramat
Śmierci starszego brata długo nie mógł przeboleć drugi z synów pani Janiny, Damian, znany mieszkańcom Kolna jak zły szeląg pod ksywką "Willow". Mężczyzna przez lata miał zarzucać policjantom nieudolność w śledztwie w sprawie zabójstwa Tadeusza i głośno odgrażał się, że w końcu coś z tym zrobi. Wybrał rozwiązanie najgorsze z możliwych. Pięć lat po śmierci brata, w lipcu 2022 r., pod drzwiami miejscowej komendy policji oblał się benzyną i podpalił. Żywą pochodnię ugasili parkujący nieopodal przypadkowy kierowca i dyżurujący w budynku policjant. Damiana zabrał śmigłowiec pogotowia ratunkowego, ale oparzenia obejmowały ponad 90 proc. powierzchni ciała i zmarł w szpitalu.
Bracia S. spoczywają we wspólnej mogile na cmentarzu komunalnym w Kolnie. – Jak żyli, tak i zginęli – skomentował jeden z sąsiadów braci.