- Od 15 miesięcy mamy zupełnie inną sytuację, pandemia, a później nauczanie zdalne, czyli godziny dziennie, a miesięcznie setki godzin przed komputerem. Dotyczy to oczywiście dzieci i nauczycieli, ale dzieci w trakcie dojrzewania są bardzo wrażliwe, są również spragnione kontaktu ze swoimi rówieśnikami, bo w grupie wspierają się, rozwijają się, a tutaj zostały one przez tyle długich miesięcy tego pozbawione – powiedział prezydent Białegostoku Tadeusz Truskolaski. Dlatego – jak mówił – miasto wychodzi z inicjatywą pomocy dla uczniów. Chce też – jak dodał – przeprowadzić diagnozę, jakie skutki wywołała pandemia, przede wszystkim w psychice dzieci. - Myślę, że to dobra pora, dobry czas, żeby z jednej strony zastanowić się, co robić, z drugiej przedstawić już pewne gotowe narzędzia – dodał Truskolaski.
Z inicjatywą zorganizowania wsparcia dla uczniów wyszła wiceprzewodnicząca rady Miasta Katarzyna Kisielewska-Martyniuk, która jest nauczycielką. Mówiła, że po pierwszym lockdownie i zamknięciu wtedy szkół dzieci z uśmiechem reagowały na powrót do nauki stacjonarnej, teraz – reagują słowem "nie", bo – jak powiedziała – dzieci się boją i nie wiedzą, co je czeka po powrocie. Kisielewska-Martyniuk powiedziała, że są nauczyciele, którzy po powrocie do nauki stacjonarnej stawiają na odtworzenie więzi, ale są też tacy, którzy pierwsze, co chcą zrobić, to klasówki. Czytaj też: Sądny dzień w Białymstoku. Policja zatrzymała 8 poszukiwanych osób. Jedna wpadła na Słoneczny Stoku
Jak informuje PAP, obecny na konferencji licealista Karol Jamróz mówił, że powrót do szkół nie powinien kojarzyć się ze stresem, niepewnością, zapowiedzią sprawdzianów, ale właśnie z odtworzeniem relacji i uzupełnieniem braków, które powstały przez nauczanie zdalne.