Był wczesny ranek 1 grudnia 2015 roku. Dorosłe dzieci pani Anny wyszły z domu do pracy, zaś ona wstawiła obiad na kuchenkę i wyprowadziła 8-letnią wówczas suczkę Sotę na spacer po najbliższej okolicy. Kiedy jak co dzień przechodziła przez trawnik tuż przy ogrodzeniu własnego domu, wpadła przez otwór studzienki kanalizacyjnej do głębokiego na 3 metry szamba. Niebawem na miejscu zjawili się robotnicy, budujący wtedy w pobliżu ścieżkę rowerową. Nie zauważyli jednak ciała kobiety i zabezpieczyli otwór studzienki drewnianymi paletami. Dopiero po godz. 14 do domu wrócił syn pani Anny i zastał przy furtce wystraszoną suczkę Sotę, a na kuchence przypalający się obiad. Zaniepokojony, powiadomił policję. Ciało pani Anny odnaleziono o godz. 19. – Niedawno trwały tu roboty ziemne i pewnie robotnicy naruszyli studzienkę ciężkim sprzętem – mówił wówczas naszemu reporterowi syn zmarłej tragicznie kobiety, pan Arkadiusz. – Ktoś powinien odpowiedzieć za takie zaniedbanie – dodawała jego siostra, Sylwia (36 l.).
Na ławie oskarżonych Sądu Rejonowego w Augustowie zasiadł Ryszard W., współwłaściciel firmy, która w tym czasie instalowała w miejscu tragedii przewody elektryczne i koparką uszkodziła studzienkę, a następnie nieodpowiednio ją zabezpieczyła. Wyrok zapadł w maju 2017 r. – 3,5 roku więzienia. Sąd Okręgowy w Suwałkach uchylił jednak to orzeczenie i skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia do augustowskiego sądu. Kolejny wyrok zapadł w grudniu 2018 r. – tym razem Ryszard W. został skazany na 2 lata więzienia i po 100 tys. zł zadośćuczynienia na rzecz córki i syna zmarłej 59-latki, jednakże Sąd Okręgowy w Suwałkach znów dopatrzył się błędów i po raz kolejny przekazał sprawę do Sądu Rejonowego w Augustowie, a po rezygnacji sędzi – do Sądu Rejonowego w Grajewie.
Dzisiaj, pięć i pół roku po tragedii, po studzience nie ma śladu – jest zasypana i porośnięta trawą, a bezsensowną śmierć pani Anny upamiętnia metalowy krzyż. Kobieta spoczywa na cmentarzu parafialnym w Augustowie.