Wypadek miał miejsce wieczorem 19 października 2020 roku na skrzyżowaniu ulic Zielonogórskiej i Wrocławskiej, na białostockim osiedlu Zielone Wzgórza. Na oznakowanym przejściu dla pieszych kierowca potrącił mężczyznę i jego 9-letniego syna, którzy przechodzili na zielonym świetle. 45-latek uciekł z miejsca wypadku. Wtedy było wiadomo jedynie tyle, że jechał samochodem typu hatchback w ciemnym kolorze; policja poprosiła media o pomoc w poszukiwaniach świadków zdarzenia. Zabezpieczone zostały zapisy miejskiego monitoringu z trasy jazdy przypuszczalnego sprawcy wypadku.
Podejrzanego udało się zatrzymać niecałą dobę później na jednym z białostockich osiedli. Po informacji od osoby, która usłyszała komunikat w mediach, policjanci zlokalizowali tam poszukiwany samochód. Zaczekali, aż ktoś się przy nim pojawi. Był to 21-latek; w miejscu jego zamieszkania funkcjonariusze zatrzymali matkę i jej konkubenta. Jak podawała wtedy policja, para była nietrzeźwa.
Czytaj też: Białystok. Potrącił na pasach 9-latka i jego tatę. W domu wypił wódkę i poszedł spać [ZDJĘCIA, WIDEO]
W zarzutach postawionych kierowcy jest mowa o umyślnym naruszeniu zasad ruchu drogowego; śledczy przyjęli, że mężczyzna miał we krwi między 1,56 a 2,51 promila alkoholu i nie zachował należytej ostrożności zbliżając się do przejścia dla pieszych, nie hamował i nie ustąpił pierwszeństwa pieszym, którzy mieli zielone światło, a potem uciekł z miejsca wypadku, nie udzielając poszkodowanym pomocy.
Obaj ranni doznali bardzo poważnych obrażeń, w tym głowy, zagrażających nawet życiu. Chłopiec długo był nieprzytomny, ma do tej pory niedowład części ciała.
- Chyba nie zauważyłem, że było czerwone światło, chyba coś robiłem przy radiu w samochodzie. Usłyszałem huk i w tym momencie odcięło mnie. Nie wiem, co się ze mną działo, dlaczego nie zatrzymałem się. Zamurowało mnie, zrobiłem się sztywny, Ania (konkubina - przyp. red.) krzyczała, żebym zatrzymał się, ale ja krzyknąłem do niej, żeby zamknęła się - takie wyjaśniania złożył w śledztwie oskarżony kierowca.
Podczas procesu w pierwszej instancji 45-latek przyznał się do popełnienia przestępstwa i przepraszał poszkodowanych. Sąd Rejonowy w Białymstoku skazał kierowcę na karę łączną 6 lat więzienia i dożywotni zakaz prowadzenia aut. Oskarżony ma też zapłacić nawiązkę pokrzywdzonym po 20 tys. zł oraz wpłacić na fundusz pomocy pokrzywdzonym oraz pomocy postpenitencjarnej kwotę 5 tys. zł.
Pasażerkę uznał za winną tego, że nie udzieliła ciężko rannym pomocy chociażby w ten sposób, iż nie zawiadomiła pogotowia czy policji o wypadku. Uznał jednak, że w jej przypadku postępowanie można warunkowo umorzyć na rok.
Apelację złożyli obrońcy i prokuratura. Adwokaci chcą dużo niższej, maksymalnie do dwóch lat więzienia, kary dla kierowcy, ewentualnie uchylenia wyroku i zwrotu sprawy do pierwszej instancji oraz uniewinnienia pasażerki. W przypadku kierowcy powołują się m.in. na jego wcześniejszą niekaralność, fakt że się przyznał, wyraził skruchę oraz na to, że po wyjściu z aresztu (dla potrzeb tej sprawy był aresztowany przez kilka miesięcy) zmienił on swoje życie: poddał się terapii od uzależnienia alkoholowego, pracuje, działa społecznie.
Czytaj też: Kurier śmiertelnie potrącił na pasach 6-letnią Alicję. Zapatrzył się w telefon. Sąd skazał kierowcę
Prokurator zaskarżył tylko wyrok dotyczący pasażerki i nie udzielenia przez nią pomocy poważnie rannym w wypadku; chce kary a nie warunkowego umorzenia postępowania w sytuacji, gdy sąd uznał winę kobiety.
Wyrok sądu odwoławczego ma być ogłoszony pod koniec czerwca.