Białystok. Pożar kościoła
Strażacy zgłoszenie o dużym zadymieniu dachu kościoła otrzymali w środę po godz. 15. Na miejscu wieczorem wciąż pracuje osiem zastępów straży pożarnej. Nikomu nic się nie stało. Podczas gaszenia okazało się, że palą się drewniane belki, które są pod pokryciem dachowym, stąd decyzja o rozebraniu go - powiedział PAP w środę wieczorem rzecznik Komendy Wojewódzkiej PSP w Białymstoku Marcin Janowski. Dlatego - jak mówił - nie można mówić o opanowaniu pożaru, bo nie wiadomo, czy pożar nie powiększy swojej powierzchni. "Dopiero jak odkryjemy cały dach, to będziemy w stanie to zweryfikować" - dodał.
"Jest to żmudna praca, aczkolwiek nie stwarzająca specjalnych trudności, czy też zagrożenia pożarowego" - mówił Janowski. Powiedział, że jedna część dachu jest już rozebrana z pokrycia dachowego, ale ponieważ pożar zaczął się po jednej stronie i szedł do szczytu, trzeba też sprawdzić drugą. "Czy z drugiej strony będzie trzeba rozebrać dużo, czy mało, to się okaże w trakcie" - dodał.
Jak mówił informował w rozmowie z PAP, dzięki temu, że drewniane belki leżą na betonowym stropie, to ogień nie schodził w dół do wnętrza świątyni - nie było ono zagrożone. Prace mają potrwać jeszcze kilka godzin.
– Proboszcz tak się starał, uwijał się, a tu proszę... Tak się cieszyliśmy, że ten dach będzie wreszcie zrobiony, że połowa była już przecież dokończona, a w maju miały być w górnej części komunie – mówi w rozmowie z reporterem "Super Expressu" parafianka Dorota Guzowska (68 l.). – Tyle pracy poszło na marne – dodaje załamując ręce.
Czytaj też: Koronawirus w Polsce. Wraca nauka hybrydowa! Ale nie wszędzie