Nie da się opisać tego, gdy patrzysz, jak ogień zabiera wszystko, na co pracowałeś całe życie – załamuje ręce Krzysztof Klepacki (33 l.). Mężczyzna z żoną Mariolą (33 l.) i dziećmi Zuzią (4 l.) i Frankiem (5 l.) w czerwcu tego roku wrócili z Anglii do Polski, by rozbudować przejęte po rodzicach gospodarstwo we wsi Dubasiewskie Kolonie. Przez 12 ostatnich lat na obczyźnie małżonkowie odkładali każdy grosz, by zapewnić sobie i dzieciom jak najlepszy start w rodzinnym gospodarstwie. – Miałem profesjonalny sprzęt budowlany, frezarki, wiertarki, strugarki, agregat… – wylicza 33-latek. Przez ostatnie pół roku postawił nową oborę, wyremontował pomieszczenia starego domu, oszczędności zainwestował w mięsne krowy.
Przeczytaj także: Rolnicy. Podlasie. Gienek z białą brodą. Andrzej w stroju renifera [WIDEO]
Polecany artykuł:
W Boże Narodzenie – pierwsze po powrocie do kraju – zasiedli do świątecznego stołu razem z tatą Grzegorzem (66 l.) i mamą Małgorzatą (55 l.), bratem oraz młodsza siostrą Krzysztofa, Eweliną (32 l.), jej mężem Marcinem (35 l.) i ich dziećmi: Bartkiem (4 l.) i Pawełkiem (3 l.). Stół uginał się od tradycyjnych przysmaków, pod ogromną choinką piętrzyły się góry prezentów, a w Pierwszy Dzień Świąt urządzili rodzinny kulig. Wieczorem zmęczona wrażeniami dziesięcioosobowa rodzina udała się na spoczynek. Czytaj też: Szorce. Pan Bogdan stracił w pożarze matkę i dom. Na święta przygarnęli go sąsiedzi [ZDJĘCIA, WIDEO]
– Poza mną wszyscy już spali – opowiada siostra pana Krzysztofa, Ewelina Myszczyńska. – Zaniepokoiły mnie odgłosy dochodzące ze strychu, poszłam tam, otworzyłam drzwi… W najstraszniejszych koszmarach nie spodziewałam się tego, co tam zobaczę. Strych płonął jak żywa pochodnia – relacjonuje kobieta. Obudziła domowników, próbowali jeszcze gaśnicami ratować dobytek, ale było już za późno. Szczęśliwie wszystkim dorosłym udało się w porę wybiec z pożogi i wynieść rozespane dzieci w pidżamkach. – To cud, że nikt nie zginął – mówi pani Ewelina.
Mimo błyskawicznej akcji strażaków spłonęło wszystko, co znajdowało się w drewnianej części domu, a pozostała została zalana podczas akcji gaśniczej. Rodzina straciła dosłownie wszystko: sprzęty, meble, ubrania, pamiątki, dziecięce zabawki czy elektronarzędzia pana Krzysztofa. Budynek wyłączono z użytku. Tymczasowo domownicy znaleźli schronienie u rodziny i sąsiadów, ale i tak muszą być na miejscu, by zadbać o swoją hodowlę. Aby pomóc im odbudować dom i znów stanąć na nogach, można wpłacać pieniądze za pośrednictwem internetowej zbiórki pod adresem https://zrzutka.pl/spbdd4.