Kuźnica. Mija miesiąc od ataku na przejście graniczne. Będziemy to pamiętać chyba do końca życia

i

Autor: Policja Podlaska/KWP Białystok Kuźnica. Mija miesiąc od ataku na przejście graniczne. "Będziemy to pamiętać chyba do końca życia"

Kuźnica. Mija miesiąc od ataku na przejście graniczne. "Będziemy to pamiętać chyba do końca życia"

2021-12-16 9:25

Miesiąc temu, 16 listopada, miał miejsce najpoważniejszy epizod kryzysu na polsko-białoruskiej granicy. Potrzaskane biało-czerwone panele, stos kamieni i nadpalonych żagwi - na przejściu granicznym w Kuźnicy wciąż widać ślady po próbie siłowego przekroczenia granicy przez setki migrantów. "One z czasem znikną, ale my będziemy to pamiętać chyba do końca życia" - mówią PAP funkcjonariusze Straży Granicznej.

16 listopada 2021 roku w okolicach przejścia granicznego w Kuźnicy Białostockiem migranci szturmowali ogrodzenie. W stronę policjantów i żołnierzy leciały kamienie, butelki, kostki brukowe, a nawet granaty hukowe. 12 Polaków zostało rannych. Polskie służby zatrzymały migrantów armatkami wodnymi i gazem łzawiącym. - Wszystko zaczęło się od obozowiska migrantów na tej górce, którą od przejścia dzieli 700 metrów - powiedział w środę major Janusz Szoka z podlaskiej Straży Granicznej, pokazując dziennikarzom PAP miejsca, gdzie rozegrał się najpoważniejszy od początku kryzysu incydent forsowania granicy. Do zorganizowanych prób przekroczenia granicy w tym rejonie przez duże grupy osób dochodziło od początku listopada. Cały czas w pobliżu Kuźnicy rosło też "koczowisko", które zdaniem służb stacjonujących na granicy - było zaopatrywane przez stronę białoruską.

- Wciąż widać drewniane żerdzie, które wówczas zwieziono. Inne ślady po obozowisku zostały starannie uprzątnięte - powiedział PAP mjr Szoka. Według jego szacunków na tym odcinku było wówczas około tysiąca funkcjonariuszy różnych służb, a w bezpośrednim szturmie na przejście brało udział około półtora tysiąca migrantów. Ci z koczowiska przeszli w stronę przejścia granicznego, a inni byli na nie dowożeni autobusami. Łączną liczbę migrantów na drodze do Kuźnicy służby szacują na 3.5 tys.

- Nie atakowały nas kobiety ani dzieci. One były wyciągane na okoliczność zdjęć - powiedzieli PAP funkcjonariusze SG stacjonujący na granicy. Jak podał rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn ustalono, że na granicy był wówczas wiceszef białoruskich pograniczników gen. mjr Podliniew, który "zdawał się być osobą nadzorującą".

Zmasowany atak rozpoczął się 16 listopada. Polskie służby potwierdziły, ze użyto m.in. armatek wodnych, by udaremnić próbę sforsowania granicy. - W naszym kierunku leciały kamienie, butelki i rozgrzane w ognisku do czerwoności kije - opowiedział major Szoka. Od kilku dni w okolicach Kuźnicy nie odnotowano prób siłowego przekroczenia granicy. Jednak w pobliskim centrum logistycznym - jak poinformowała PAP Straż Graniczna - prawdopodobnie wciąż obozuje około tysiąca migrantów. Minionej doby (15.12) granicę polsko-białoruską próbowało nielegalnie przekroczyć 71 osób. Dwóch żołnierzy zostało poszkodowanych.

Sonda
Imigranci szturmują polską granicę. Co powinien zrobić rząd?
Szturm migrantów na przejście w Kuźnicy