Zarzuty dotyczyły okresu od stycznia 2011 do lutego 2013 roku. Według prokuratury, główna księgowa (formalnie zajmująca stanowisko kwestora) szkoły wyższej w Łomży działała z zamiarem bezpośrednim i w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Organa ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa zawiadomił pełnomocnik właściciela placówki. Wcześniej audytorzy przejrzeli jej księgowość stwierdzając szereg finansowych nieprawidłowości. Do sądu trafił akt oskarżenia dotyczący czterech osób; nie tylko obejmował byłą już księgową, ale też trzy osoby z kierownictwa uczelni, które jednak sąd pierwszej instancji uniewinnił.
Oskarżona kwestor do zarzutów przywłaszczenia pieniędzy nie przyznała się. Twierdziła, że operacje były wykonywane za wiedzą i poleceniem osoby, która pełniła na uczelni rolę pełnomocnika właściciela i podejmowała decyzje finansowe, oraz że te pieniądze były tej osobie wypłacane na różne cele. Sąd jej jednak nie uwierzył.
"Płaciła swoje rachunki, kupiła samochód"
Sąd odwoławczy zwracał uwagę, że oskarżona miała bardzo silną pozycję na uczelni, a kanclerze tej szkoły byli praktycznie pozbawieni kontroli i rzeczywistego nadzoru nad księgowością finansową. Biegli powołani w śledztwie ustalili, że kobieta wydawała pieniądze np. na spłatę kredytów, płaciła swoje rachunki, czy zapłaciła za zakup samochodu. Biegli ustalili też, że w ciągu dwóch lat oskarżona wzięła ponad sto razy zaliczek i ich nie rozliczyła. Przedstawiciel uczelni mówił w trakcie procesu odwoławczego, że oskarżona przelewała każdego miesiąca trzykrotność swoich zarobków, do tego były to też m.in. kwoty z rzekomych umów cywilnoprawnych, nigdy nierozliczonych zaliczek czy fikcyjnych ryczałtów.
Czytaj też: Matka wzięła L4 na chore dziecko. Zrobiła coś głupiego. ZUS nie miał litości
Sąd apelacyjny uznał, że trzy lata więzienia nie jest karą rażąco surową. Stwierdził nawet, że można mówić o "przejawach zdemoralizowania" oskarżonej, uzasadniających konieczność jej długotrwałej resocjalizacji w warunkach więziennych.