Pani Stanisława (+73 l.) od 4 lat była wdową. Przez długie lata opiekowała się swoją wnuczką Edytą, ale gdy dziewczyna dorosła, wyjechała do pracy w Niemczech i od tego czasu starsza pani w swoim skromny domu w Hajnówce mieszkała sama. W owym czasie, w latach 90. ubiegłego wieku, gdy kraj wychodził z PRL-owskiej smuty, ktoś, komu udało się wyjechać na zagraniczne "saksy" uchodził za osobę majętną. W Hajnówce plotkowano, że Edyta zarabia za granicą kokosy, a zgromadzony majątek zwozi do domu babci. Choć nie było to prawdą, to przekazywana z ust do ust wiadomość rozgrzewała wyobraźnię i najprawdopodobniej przyczyniła się do zguby pani Stanisławy.
1 kwietnia 1996 r. do staruszki przyszła z wizytą jej córka Jolanta. Gdy weszła do środka, nogi ugięły się pod nią. – Mama pobita i związana leżała na podłodze, a mieszkanie wyglądało, jakby przeszło tornado – wspominała po latach.
Zbrodnia w Hajnówce. Pani Stanisława została uduszona
Przyczyną śmierci staruszki było uduszenie. Napastnik zmasakrował jej twarz i znalezionymi w domu kablami elektrycznymi związał nogi i ręce. Mieszkanie splądrował, wyrzucając zawartość półek i szafek na podłogę. Śledczy zakładali wówczas, że sprawców mogło być kilku, a kierowała nimi chęć łatwego zysku. Przyjęto też hipotezę, że jeden lub kilku bandytów weszło do domu pani Stanisławy podczas jej nieobecności. Staruszka wróciła jednak szybciej, niż się spodziewali i przyłapała ich na gorącym uczynku, spanikowali i posunęli się o krok za daleko.
Zobacz też: Marianowi odstrzelono głowę. Adama i Marcina zabił alkohol. Tragiczna historia rodzeństwa spod Hajnówki
Sprawą zajęli się policjanci z Archiwum X
Przez długie lata pozostawali jednak nieuchwytni i bezkarni. Jak się potem okazało, śledczy trafnie wytypowali głównego podejrzanego, ale ówczesna technika kryminalistyczna nie pozwalała na zebranie pogrążających go dowodów. Dopiero 23 lata później, w 2019 r., gdy śledztwo podjęli na nowo policjanci z Archiwum X i po ponownej analizie zebranych przed laty dowodów oraz zbadaniu śladów DNA, mundurowi zatrzymali Dariusza K.
Czytaj też: Pielęgniarka zgwałcona na osiedlu. Agnieszka nie przeżyła. Obrońca Mariusza: Sprawca nie był brutalny
Mężczyzna do 1996 r. mieszkał w Hajnówce, ale potem zniknął z miasta i zamieszkał w Wasilkowie. W grudniu 2019 r. antyterroryści zaskoczyli go na drodze pomiędzy Mońkami a Knyszynem, gdy wracał z pracy. Wkrótce zasiadł na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym w Białymstoku. Nie przyznał się do winy. Głównym dowodem przeciwko niemu był znaleziony przed laty u niego w domu w Hajnówce... flakonik limitowanej serii perfum, których wtedy nie można było kupić w Polsce, a które w prezencie pani Stanisławie przywiozła z Niemiec wnuczka Edyta. Winę przesądziły też ślady DNA znalezione na sukience ofiary oraz wskazania wariografu wykorzystanego podczas przesłuchań.
Za popełnioną ćwierć wieku temu zbrodnię mężczyźnie groziło 25 lat więzienia. Sędzia Beata Brysiewicz złagodziła jednak karę do lat 15, uwzględniając fakt, że Dariusz K. uczciwie pracował, dbał o rodzinę i nie wchodził w konflikt z prawem. Jego domniemanych wspólników nie udało się ująć do dziś.