Do wykrycia sprawcy tej przerażającej zbrodni sprzed 21 lat zaangażowano najlepszych dochodzeniowców z Archiwum X i wykorzystano najnowocześniejsze zdobycze kryminalistyki. Był wieczór 16 sierpnia 2001 r. 30-letnia wówczas Agnieszka Dojlida, lubiana i ceniona pielęgniarka Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Białymstoku (woj. podlaskie), odprowadziła na przystanek autobusowy swoją kuzynkę, z którą wcześniej spotkała się w swoim mieszkaniu w bloku na osiedlu Sienkiewicza. W drodze powrotnej, niespełna 50 metrów od jej miejsca zamieszkania, 30-latka została napadnięta, brutalnie duszona i zgwałcona. Sprawca zaatakował, choć w okolicy kręciło się wtedy sporo osób. Nikt jednak niczego nie zauważył. Dopiero spacerująca z psem mieszkanka osiedla natknęła się przypadkiem na leżącą bez przytomności w krzakach roznegliżowaną kobietę. Ona też prawdopodobnie spłoszyła gwałciciela i mordercę.
Agnieszka zmarła w szpitalu
Stan młodej pielęgniarki po napaści był bardzo ciężki. Agnieszka na długie miesiące zapadła w śpiączkę, z której już nigdy się nie wybudziła – zmarła na szpitalnym łóżku 5 lutego 2002 r. i spoczywa na cmentarzu komunalnym w Białymstoku.
Gwałt i zabójstwo pielęgniarki w Białymstoku. Ruszył proces
Policjantom przez blisko dwie dekady nie udawało się schwytać zwyrodnialca. Przełom w sprawie nastąpił dopiero pod koniec ubiegłego roku, gdy polscy śledczy we współpracy z brytyjską policją zatrzymali niedaleko Manchesteru w Anglii pochodzącego ze stolicy Podlasia Mariusza P. (43 l.). Jak się okazało, mężczyzna założył tam rodzinę i doczekał się trójki dzieci. Był też karany za jazdę samochodem na podwójnym gazie. W lutym tego roku został deportowany do Polski, a we wtorek (13 grudnia 2022 r.) zasiadł wreszcie na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym w Białymstoku. Mężczyźnie prokuratura zarzuca gwałt, rozbój i zabójstwo Agnieszki.
Mężczyzna nie przyznał się do winy
Potężny, otyły i brodaty dziś mężczyzna nie przypomina szczupłej osoby znanej z portretów pamięciowych sporządzonych w 2001 r. przez policyjnych specjalistów. Na salę rozpraw wszedł skuty kajdankami w asyście policjantów, z kapturem naciągniętym na głowę tak, że zakrywał mu niemal całą twarz. Kaptur i czapkę, którą miał pod nim, zdjął dopiero na wyraźne polecenie sędziego. Nie przyznał się do winy i skorzystał z przysługującego mu prawa do milczenia. W grudniu odbędą się jeszcze dwie rozprawy.
Matka Agnieszki: Chciałabym go tylko zapytać, dlaczego to zrobił
– To było dla nas straszne przeżycie, ale jestem osobą wierzącą i przebaczyłam sprawcy. Chciałabym go tylko zapytać, dlaczego to zrobił – mówi mama Agnieszki, Jadwiga Górska (71 l.). – Nic nam już córki nie zwróci – dodaje jej mąż Stanisław, machając z rezygnacją dłońmi.
Mariuszowi P. grozi dożywotni pobyt za kratami.