- Paweł Weber (45 l.) prowadzi rodzinne gospodarstwo w Łomży (woj. podlaskie).
- Z każdej strony otaczają go bloki, ruchliwa ulica i jednostka wojskowa.
- Gospodarstwo istnieje w tym miejscu od pokoleń – już jego pradziadek gospodarzył tu „za cara”.
- Deweloper planuje postawić blok zaledwie pół metra od granicy gospodarstwa.
- Rolnik obawia się, że po wybudowaniu bloku mieszkańcy zaczną składać skargi na zapachy i hałas.
- Urząd miasta tłumaczy, że plan zagospodarowania przewiduje w tym miejscu zabudowę mieszkaniową.
Paweł Weber z Łomży walczy o ostatni kawałek rodzinnego gospodarstwa
Z każdej strony cywilizacja, tylko w środku — kawałek historii. Gospodarstwo Pawła Webera (45 l.) w Łomży (woj. podlaskie) wygląda dziś jak wyspa w morzu betonu. Z jednej strony ruchliwa ulica, z drugiej jednostka wojskowa, z trzeciej — osiedle z blokami. A pośrodku on — rolnik, który nie chce się poddać. – Tu gospodarzył już mój pradziadek Antoni, jeszcze za cara. Tu się urodziłem, tu żyją moje dzieci. To mój dom i rodzinne gniazdo. Nie dam go sobie odebrać – mówi pan Paweł, z trudem powstrzymując emocje.
Od lat prowadzi gospodarstwo. Hoduje około 50 krów, uprawia warzywa, ma łąki. Pracuje od świtu do nocy, okazało się, że bardzo przeszkadzam miastu i deweloperowi – mówi z goryczą. W latach 80. władze zabrały jego rodzinie ponad dwa hektary ziemi. Za grosze. Łaskawie zostawiono im tylko siedlisko i skrawek pola. Potem miasto rosło dalej, aż dziś gospodarstwo Weberów znalazło się niemal w samym centrum Łomży.
Czytaj też: "To był istny armagedon". Teresa z Podlasia przeżyła horror. Bandyci wtargnęli do jej domu
Już raz miał tu powstać blok, a może hotel. Nikt z magistratu nie pytał rolnika o zdanie, bo – jak tłumaczono – jego działka „nie będzie dotknięta inwestycją”. W rzeczywistości budynek miał stanąć tak blisko, że całkowicie zasłoniłby światło słoneczne. – To było rażące naruszenie nie tylko prawa, ale i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. W ostatnim momencie napisałem zażalenie. Projekt wstrzymano, ale nie umarł – wspomina pan Paweł.
 
                  i
Blok 2 metry od płotu
Teraz sprawa wraca. Deweloper planuje postawić nowy blok zaledwie pół metra od płotu gospodarstwa! Ma tu powstać ponad 30 mieszkań. – Przecież to będzie mój koniec! Jak tylko powstanie ten blok, wybuchnie ogromny konflikt. Wiem, co się stanie — zacznie się nagonka: że śmierdzi, że krowy hałasują, że nie da się żyć obok obory. Już wielu rolników tak zniszczono. Jeden dostał ogromne kary za „uciążliwość zapachową”. Nie chcę, żeby spotkało mnie to samo – mówi rolnik.
Weber twierdzi, że urzędnicy otwarcie sprzyjają deweloperowi, bo – jak usłyszał – „w mieście nie ma miejsca na krowy”. – To nie ja wprowadziłem się między bloki, to bloki przyszły do mnie! – podkreśla.
Deweloper nie zamierza wstrzymać inwestycji. W urzędzie słyszymy tylko, że „plan zagospodarowania przestrzennego przewiduje w tym miejscu zabudowę mieszkaniową”.
Ale dla Pawła Webera to nie jest paragraf. To życie jego rodziny, tradycja i historia. – Chcę tylko, żeby pozwolili mi spokojnie żyć i pracować na ziemi, którą odziedziczyłem po przodkach. Tyle.
 
               
		                 
   
            
                     
            
                     
            
                     
            
            
         
            
         
            
         
            
         
            
         
            
        