Śmierć zatrzymanego podczas policyjnej interwencji. Ruszył proces w sprawie tragedii w Białymstoku
Do zdarzenia doszło rankiem 25 maja 2023 roku przy ul. Wierzbowej w centrum Białegostoku. Zgłoszenie na Policję mówiło o mężczyźnie zachowującym się w niebezpieczny sposób – wbiegającym między auta, próbującym je zatrzymać, szarpiącym klamki i usiłującym dostać się do wnętrza pojazdów. Policjanci szybko pojawili się na miejscu. Pierwszy patrol – według relacji oskarżonych – podjął próbę obezwładnienia agresywnego 24-latka. Mężczyzna miał kopać w radiowóz, otworzyć drzwi pasażera, a także być silny, jakby był pod wpływem substancji. Był mokry, z pianą na ustach. Założono mu kajdanki, ale nie udało się go uspokoić ani umieścić na tylnym siedzeniu auta. Do akcji dołączyła druga załoga, wyposażona w pojazd z przedziałem dla zatrzymanych – planowano przewieźć mężczyznę do izby wytrzeźwień.
Nagłe pogorszenie stanu i śmierć na miejscu
W pewnym momencie mężczyzna stracił przytomność. Wezwano karetkę pogotowia. Według funkcjonariuszy, jego funkcje życiowe były wówczas monitorowane, a jeden z nich podjął masaż serca. Pogotowie miało przyjechać dopiero po około 20–25 minutach. Lekarka – według zeznań – miała stwierdzić zgon jeszcze z odległości kilku metrów. Sekcja zwłok wykazała obecność substancji psychoaktywnych w organizmie zmarłego. To jednak nie zmienia faktu, że – zdaniem prokuratury – policjanci przekroczyli granice dopuszczalnego działania.
Zarzuty i wersja prokuratury: nieadekwatne środki, brak reakcji
Prokuratura Okręgowa w Ostrołęce, która prowadziła śledztwo, oskarża policjantów o przekroczenie uprawnień, niedopełnienie obowiązków, nieudzielenie pomocy i narażenie człowieka na utratę życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Kluczowy zarzut dotyczy nieadekwatnego użycia środków przymusu wobec osoby, wobec której istniało uzasadnione podejrzenie, że znajduje się pod wpływem środków odurzających. W ocenie śledczych policjanci zignorowali procedury – nie zachowali szczególnej ostrożności, nie zdjęli zatrzymanemu kajdanek, nie udzielili pomocy medycznej niezwłocznie po utracie przytomności. A przecież, jak przypomina prokuratura, przeszli wcześniej szkolenia w zakresie stosowania przymusu oraz udzielania pomocy.
Policjanci: działaliśmy jak potrafiliśmy, szkolenia przyszły później
Trzech z czterech oskarżonych stawiło się w sądzie. Nie przyznają się do winy. Opisują sytuację jako dynamiczną, trudną, odbywającą się w porannym szczycie komunikacyjnym, na ruchliwej ulicy. Podkreślają, że robili co mogli – wezwanie pogotowia, masaż serca, monitorowanie funkcji życiowych. Twierdzą także, że w momencie interwencji nie byli szkoleni w postępowaniu wobec osób pod wpływem substancji psychoaktywnych – odpowiednie instrukcje miały zostać wprowadzone dopiero po tragedii. W sprawie zabezpieczono nagrania z kamer nasobnych oraz zeznania świadków i opinie biegłych – w tym patomorfologa, ratownika medycznego oraz specjalistów od taktyki policyjnej. To właśnie one stanowią trzon aktu oskarżenia, który zbudowała prokuratura. Ciąg dalszy procesu – po wakacyjnej przerwie. Kolejna rozprawa ma odbyć się w połowie sierpnia.
