Ciągnik siodłowy z naczepą oznakowany czerwonym krzyżem stoi w tzw. zatoczce przy drodze prowadzącej do granicy. Samochód wiozący namioty, łóżka, koce, a także środki ochrony osobistej wysłała w poniedziałek na polecenie premiera Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych. W kolejce do przejścia czeka przed nim kilkadziesiąt ciężarówek. "Czekam na decyzję o wjeździe. Agencja rezerw prowadzi rozmowy ze stroną białoruską. Jak tylko dostaną zgodę na wjazd, to jadę" – mówi PAP kierowca tira, Siergiej. Dodaje, że został uprzedzony, iż może czekać na wjazd na Białoruś dwa, a nawet trzy dni. Jest również przygotowany na to, że Białorusini odmówią przyjęcia pomocy i będzie musiał wracać. Czytaj też: Usnarz Górny. Mariusz Błaszczak: Na granicy z Białorusią powstanie 2,5 m płot
W poniedziałek późnym wieczorem prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych Michał Kuczmierowski poinformował PAP, że ze składnicy RARS wyjechał transport z pomocą humanitarną dla imigrantów na terenie Białorusi. Wyjaśnił, że aby mógł on przekroczyć granicę, potrzebna jest zgoda władz białoruskich. PAP poprosiła MSZ Białorusi o komentarz, jednak na razie nie uzyskaliśmy odpowiedzi.
Transport zawiera 8 namiotów, 80 łóżek, 160 kocy i 80 kompletów piżam oraz środki ochrony osobistej. Polski MSZ wystosował notę do MSZ białoruskiego i teraz strona polska czeka na odpowiedź. "W związku z tym, że imigranci są po stronie białoruskiej, naszą pomoc humanitarną przekażemy po przewiezieniu przez przejście graniczne" – wyjaśnił w poniedziałek Kuczmierowski. Poinformował, że przygotowywana jest także druga część transportu, w której może być żywność i środki medyczne. "Czekamy na potwierdzenie ze strony władz białoruskich co do potrzeb i oczekiwanego wsparcia" - powiedział Kuczmierowski. Przy granicy polsko-białoruskiej, po stronie Białorusi w pobliżu miejscowości Usnarz Górny, od kilkunastu dni koczuje grupa migrantów. Osoby te nie są wpuszczane do Polski, granicę zabezpiecza Straż Graniczna i żołnierze. Według informacji Straży Granicznej grupa liczy obecnie 24 osoby. Czytaj też: Na granicy polsko-białoruskiej pojawi się więcej żołnierzy