Tragiczny wypadek w Skawie. Pijany kierowca zabił matkę dwójki dzieci
Do tej potwornej tragedii doszło w lutym 2014 roku w Skawie (woj. małopolskie). Pochodząca z Podlasia Wioletta Pawińska (+40 l.) została śmiertelnie potrącona przez pijanego Kamila S. (23 l.). Mężczyzna po wypadku uciekł do domu. Tam bardzo szybko znaleźli go policjanci. Nie szukali długo, bo od auta odpadła rejestracja. Zatrzymany początkowo twierdził, że ktoś inny jechał jego samochodem. I że pił po wypadku, a nie przed nim. W końcu jednak wyznał prawdę. Twierdzi, że odjechał z miejsca wypadku, bo nie przypuszczał, że potrącił człowieka.
Matka umierała na oczach swoich dzieci
Do wypadku doszło po godz. 17. Było już ciemno. 40-latka i jej dwie córki, szły poboczem, zgodnie z przepisami. W ich kierunku jechało rozpędzone auto, którym kierował Kamil S. Zanim wsiadł za kierownicę, 24-latek wypił z kolegą litr wódki. Kierowca BMW jechał jak wariat. W końcu stracił panowanie nad samochodem i z dużą prędkością wjechał w rodzinę. Dzieciom (dziewczynki w wieku 6 i 14 lat) nic poważnego się nie stało. Prawdopodobnie w ostatniej chwili mama dziewczynek zdążyła je odepchnąć na bok, ratując im w ten sposób życie. Dziewczynki musiały patrzeć na swoją umierającą mamę. - Dzieci strasznie płakały, musiałam zakryć im oczy ręką, żeby nie patrzyły - mówiła pan pani Wanda, która wybiegła z domu, słysząc krzyki. Ratownicy robili co mogli, ale po 40 minutach musieli się poddać.
"Pojawia się nagle taki pijak i zabija"
Pani Wioletta mieszkała wcześniej w Lipowie (woj. podlaskie). Następnie przeprowadziła się do Skawy, na drugi koniec Polski. Kobieta samotnie wychowywała dwie dziewczynki. Na przeprowadzkę zdecydowała się z powodu choroby płuc młodszej z córek. Dziewczynka dostała skierowanie do sanatorium w Rabce, więc pani Wioletta rzuciła pracę ekspedientki w sklepie w Sztabinie, znalazła stancję w Skawie i nową szkołę dla córek. - To największa tragedia w naszym życiu. Wychowaliśmy sześcioro dzieci, dwóch synów i cztery córki piękne jak lalki. I pojawia się nagle taki pijak, i zabija - mówili nam zrozpaczeni rodzice pani Wioletty. Wówczas zapewniali, że to oni przejmą opiekę nad ocalonymi wnuczkami: 14-letnią Julcią i 7-letnia Natalką.
Proces Kamila S. Mężczyzna przepraszał
Kamil jechał pijany (miał około 1,5 promila alkoholu) z prędkością 70 km w miejscu gdzie jest ograniczenie do 30 km. - Dziś przyznaję się do wszystkiego, co zrobiłem. Jest mi bardzo przykro z powodu tego, co się stało. Żałuje tego. Przepraszam wszystkich - mówił przed Sądem Rejonowym w Nowym Targu Kamil S. W archiwalnym artykule "Dziennika Polskiego" możemy przeczytać, że mężczyzna w dniu wypadku wypił co najmniej pół litra. Pił razem z sąsiadem. "Pili, bo oskarżony 24-latek chciał utopić smutki, jakie spowodowała u niego informacja o chorobie 3-letniego syna" - czytamy w artykule. W listopadzie 2014 roku Kamil usłyszał wyrok: 6 lat więzienia i dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Miał też zapłacić po 40 tys. złotych dla każdej z córek Wioletty.
Ocean łez na pogrzebie bohaterskiej matki
Transportem ciała kobiety z drugiego końca Polski w rodzinne strony zajęła się jej siostra. Ostatnie pożegnanie Wioletty odbyło się w kościele w Studzienicznej koło Augustowa. - Wierzymy, że Wioletta, choć inaczej, to jednak nadal będzie troszczyć się o swoje dzieci - mówił ksiądz celebrujący nabożeństwo żałobne. Na krzyżu przy grobie pani Wioletty zawisł wieniec uformowany w kształt serca, z doczepioną do niego szarfą: "Kochanej Mamusi - córki Julia i Natalka".
Przeczytaj też: Ksiądz Tomasz zginął, bo omijał sedes. Zostawił żonę i dwójkę dzieci. Szeptucha z Podlasia zbadana wariografem [ZDJĘCIA]
Rodzicu! Wozisz dziecko samochodem?
Posłuchaj eksperta i sprawdź czy dobrze dbasz o jego bezpieczeństwo!
Listen on Spreaker.