Jak podaje Polska Agencja Prasowa, obrona wnioskuje o uniewinnienie, bo w jej ocenie w sprawie jest szereg wątpliwości i brak jest jednoznacznych dowodów na to, że to działanie oskarżonego doprowadziło do zgonu. Wyrok Sądu Okręgowego w Białymstoku ma być ogłoszony pod koniec lutego. Według aktu oskarżenia Prokuratury Rejonowej w Bielsku Podlaskim, 7 marca 2021 roku oskarżony dotkliwie pobił konkubinę, używając twardego narzędzia, powodując u niej m.in. poważne obrażenia głowy, które doprowadziły do zgonu. W ocenie biegłych kobieta zmarła 9 marca. W tym czasie, czyli przez kilkadziesiąt godzin, konkubent nie wezwał do niej pomocy medycznej. Karetkę wezwał dopiero jego ojciec, gdy okazało się, że 41-latka nie daje żadnych oznak życia, a jej ciało jest zimne. Oskarżony 40-latek utrzymuje się z renty, nie ukrywa, że jest uzależniony od alkoholu, był karany za jazdę samochodem będąc pod wpływem alkoholu. Do zarzutów nie przyznaje się. Twierdzi, że kobieta była wtedy nietrzeźwa i sama się przewróciła. Jak mówił na początku procesu przed sądem, chciała zatańczyć, ale straciła równowagę i uderzyła głową o podłogę z drewnianych paneli.
W śledztwie wyjaśniał, że z konkubiną był w związku od 3 lat, mieszkał z nią w dolnej części domu swoich rodziców. 7 marca kobieta wyszła z domu na godzinę, wróciła nietrzeźwa i doszło do sprzeczki, potem do szarpaniny. Wtedy miał ją raz lub dwa uderzyć w twarz otwartą ręką. Potem - jak wyjaśniał - konkubinę przeprosił, doszło do porozumienia i wspólnie pili piwo. - Zaczęliśmy tańczyć, był już wieczór. Podczas tańca upadła i uderzyła tyłem głowy o panele na podłodze - mówił wtedy. Prostował to przed sądem, mówiąc, że to kobieta próbowała tańczyć, a on nie chciał.
Według jego wyjaśnień, po upadku kobieta nie straciła przytomności, krwawiła z ust i nosa, a on pomógł jej się podnieść. Ostatecznie zaniósł ją do łóżka i tam zostawił. Twierdził też, że następnego dnia próbował ją budzić, ale bezskutecznie, choć był pewien, że żyła. Wieczorem poszedł spać. 9 marca znowu miał ją budzić, ale gdy dotknął jej pleców, okazało się, że ciało jest zimne.
Jak podaje PAP, sąd przesłuchał w środę w tym procesie ostatnich świadków. Jednym z nich był ratownik medyczny z załogi karetki, która została wezwana. Mówił, że kobieta leżała na łóżku, ale ciało było sine i zimne, z objawami stężenia pośmiertnego, więc nawet nie podjęto reanimacji. Ponieważ ślady na twarzy wskazywały, iż mogło dojść do pęknięcia podstawy czaszki, pogotowie wezwało policję.
Inni świadkowie opowiadali o relacji między konkubentami. Również o tym, że oboje nadużywali alkoholu i wówczas dochodziło do awantur. W mowie końcowej prokurator Anatol Tarasiuk z Prokuratury Rejonowej w Bielsku Podlaskim zawnioskował o karę łączną 15 lat więzienia. Jak mówił, para nadużywała alkoholu "można nawet stwierdzić, że na poziomie toksycznym", a w trakcie awantury, która wybuchła 7 marca ubiegłego roku, oskarżony "wpadł w szał i zmasakrował" konkubinę, bijąc ją m.in. po głowie, co doprowadziło do śmiertelnych obrażeń.
W ocenie prokuratury, jednym z kluczowych dowodów wskazujących na winę, jest opinia z zakresu medycyny sądowej co do poważnych obrażeń. - Według biegłej, między doznanym urazem głowy a zgonem, zaistniał związek przyczynowo-skutkowy - mówił prok. Tarasiuk. Dodał, że wersja o upadku w tańcu jest "zupełnie niewiarygodna" w zestawieniu z dowodami z sekcji zwłok i opinii z zakresu medycyny sądowej.
Inaczej widzi to obrona, która - domagając się uniewinnienia - mówi o wątpliwościach wynikających właśnie z opinii medyków sądowych. Zwraca np. uwagę na to, że biegli ocenili, iż obrażenia mogły być zadane poprzez uderzenia rękami czy nogami, ale też wskutek np. upadku na twardą powierzchnię i uderzenia o nią głową, czy uderzenia o ścianę.
Mec. Łukasz Sawicki mówił też - odwołując się do zeznań świadków - że nie ma dowodów na to, by agresja oskarżonego wobec konkubiny była czymś powszechnym i codziennym. Akcentował też, że to raczej kobieta po wypiciu alkoholu była bardziej agresywna. Sam oskarżony powiedział jedynie krótko, że nie zabił konkubiny.