Tą zbrodnią z wyższych sfer żyła kiedyś cała Polska, a jej głównym negatywnym bohaterem okazał się znany białostocki adwokat Maciej T. (wówczas 38 l.). Mecenas skatował swoją aplikantkę Martę K. (+32 l.) i bronił się potem w sądzie, że do jej śmierci doszło przypadkiem, podczas ich wspólnych łóżkowych zabaw. Miejscowa palestra odmówiła osądzenia kolegi, a lokalni bogacze wykładali ogromne sumy, ręcząc za jego niewinność. Ostatecznie mężczyznę skazał sąd w Lublinie – odsiaduje 25 lat więzienia. Grób jego ofiary znajduje się na cmentarzu w Korycinie niedaleko Białegostoku. Jak doszło do tego dramatu? W nocy z 2 na 3 stycznia 2010 r. operator numeru alarmowego 112 podniósł słuchawkę i usłyszał w niej głos mężczyzny: – Mam nieżywą kobietę, nie wiem jak ją reanimować – wybełkotał nieznajomy i podał ratownikom adres mieszkania w Białymstoku. Dzwoniącym okazał się białostocki prawnik Maciej T., którego policjanci po dotarciu na miejsce zastali pijanego, siedzącego przy zwłokach jego współpracownicy, a zarazem partnerki życiowej, Marty K. (+32 l.).
Czytaj też: Za Lidią płakał cały Tykocin. Nastolatka podpaliła się. Napis na jej grobie ściska za serce [ZDJĘCIA, WIDEO]
– Wszędzie krew. Na podłodze, w umywalce, pod drzwiami. Kanapa była połamana, a fotel wywrócony – opisywał wtedy reporterowi "Super Expressu" ojciec aplikantki, pan Jerzy. Adwokat został zatrzymany, zapewniał jednak śledczych, że nie zabił swojej partnerki celowo, ale doszło do wypadku podczas ich wspólnych miłosnych uniesień. Ta linia obrony oburzyła ojca zamordowanej 32-latki: – Zrobił z niej dewiantkę, która zginęła podczas orgii. Niech cała Polska wie, że nie zginęła podczas wyuzdanego seksu, ale została brutalnie pobita i uduszona – mówił naszemu reporterowi.
Rodzina, znajomi i prawnicy Macieja T. zabiegali o to, by na proces i wyrok mógł poczekać na wolności. Czternastu prawników, lekarzy i biznesmenów z Podlasia w przesłanych do sądu pismach gwarantowało, że podejrzany o morderstwo mecenas nie ucieknie i nie będzie utrudniał śledztwa, a niektórzy z nich zaoferowali nawet jako poręczenie potężne kwoty: 100 tys. zł, pół miliona, a rekordzista aż 2 mln. zł. – Znam Macieja od dziecka, dobrze znam też jego rodziców. Uważam go za mądrego człowieka i po prostu nie wierzę w jego winę. Nie wierzę, że on to zrobił – wyjaśniał nam wówczas jeden z miejscowych przedsiębiorców. Czytaj też: Młody biznesmen z Białegostoku brutalnie zamordowany. Ziobro chce dożywocia dla sprawców
Białostoccy sędziowie nie podjęli się sprawy i przeniesiono ją do sądu w Lublinie. Proces ruszył w lutym 2011 r., a zakończył w grudniu 2013 r. Sąd uznał, że zabójstwo było umyślne i skazał Macieja T. na 25 lat więzienia. W kwietniu 2015 r. wyrok ten podtrzymał Sąd Apelacyjny w Lublinie: – Ofiara miała nie tylko rany świadczące o duszeniu, ale również obrażenia głowy i organów wewnętrznych. Świadczyło to o zadawaniu ciosów. Oskarżony działał z zamiarem bezpośredniego pozbawienia życia. Było to działanie z premedytacją – uzasadniał sędzia Jacek Michalski. – Po 5 latach od śmierci naszej córki i ponad 30 rozprawach zakończyliśmy drogę przez mękę. Możemy wreszcie z ulgą wracać do domu i uczyć się żyć po stracie córki – powiedziała wtedy naszemu reporterowi mama zamordowanej prawniczki, pani Jadwiga.
Ponad dekadę od tych makabrycznych wydarzeń, tak dziś wygląda grób Marty K. na cmentarzu w Korycinie.