Dramat rozegrał się w kilka minut. Próba ratunku zakończyła się śmiercią
Był czerwiec 2013 roku. W Jankielówce do studni o głębokości 40 metrów wpadł 23-letni Daniel W. Na pomoc ruszył jego kuzyn, 25-letni Artur W., który związał się pasami i próbował zejść na dół. Stracił jednak przytomność i ubezpieczający go z góry ludzie wyciągnęli 25-latka na powierzchnię.
Na miejscu pojawiła się jednostka Ochotniczej Straży Pożarnej z Raczek. Dwaj strażacy – 28-letni Grzegorz Barszczewski i 53-letni Jarosław Dzieniszewicz – zeszli do wnętrza studni, próbując dostać się do uwięzionego mężczyzny. Niestety, również z nimi szybko stracono kontakt. Akcja ratunkowa trwała kilka godzin. Na miejsce wezwano specjalistyczne grupy ratownictwa wysokościowego. Po sześciu godzinach z głębin wyciągnięto ciała trzech ofiar.
Czytaj też: "Obudź się!". Tomek zginął od pioruna. Michał ratował go w strugach deszczu
Pomiar stężenia tlenu wykazał, że wewnątrz studni praktycznie nie było powietrza.
Bez sprzętu, ale z odruchem serca. "Jak mieli postąpić?"
Śledztwo prowadziła Prokuratura Rejonowa w Suwałkach. Ustalono, że strażacy ochotnicy działali bez sprzętu asekuracyjnego i aparatów tlenowych, łamiąc procedury. Ale decyzję o wejściu do studni podjęli pod ogromną presją – ludzie na miejscu błagali o ratunek, a każda sekunda mogła mieć znaczenie. – Jak mieli w tej sytuacji postąpić? Udawać, że nie słyszą błagań rodziny? – mówił wójt gminy Raczki, Roman Fiedorowicz, cytowany przez „Gazetę Współczesną”. – Zacząć wydzwaniać po strażakach zawodowych i pytać o opinię? Oni podjęli decyzję z odruchem serca, chcieli ratować życie.
Czytaj też: Dwóch strażaków zginęło w płonącej hali. Mija 8 lat od tragedii w Białymstoku
Pośmiertne odznaczenia i pamięć, która nie gaśnie
Grzegorz Barszczewski i Jarosław Dzieniszewicz zostali pochowani 5 czerwca 2013 roku na cmentarzu w Raczkach. Pośmiertnie zostali odznaczeni przez Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej Medalem Za Ofiarność i Odwagę – za zasługi w ratowaniu życia ludzkiego.
