Do zbrodni doszło w lipcu ubiegłego roku. Według ustaleń śledztwa Prokuratury Rejonowej w Białymstoku, oskarżony działał z zamiarem bezpośrednim. Dokonał zabójstwa w ten sposób, że najpierw uderzył ofiarę butelką w głowę powalając mężczyznę na ziemię, potem kopał go i bił pięściami po całym ciele (w tym po głowie), a potem jeszcze zdarł z niego ubranie i zadawał kolejne ciosy m.in. rozbitą butelką, okaleczając ciało. Zakrwawione zwłoki znaleźli - w krzakach przy sklepie w Dziadkowicach - przechodnie. Policja w związku ze sprawą zatrzymała początkowo czterech mężczyzn, wśród nich obecnego oskarżonego 42-latka. Według ustaleń śledczych, był on skonfliktowany z ofiarą i to mogło być motywem zbrodni. Kilka lat wcześniej był skazany za kradzież z włamaniem na jego szkodę. Zatrzymani byli w grupie mężczyzn, która niedaleko sklepu piła alkohol i to tam doszło do kłótni zakończonej zabójstwem.
Przeczytaj: Dziadkowice. Zmasakrowane zwłoki przy sklepie. Oskarżony twierdzi, że policjanci go bili
Dziadkowice. Brutalnie zamordowany mężczyzna zostawił 5 dzieci
Oskarżonemu grozi dożywocie, od zatrzymania jest tymczasowo aresztowany, do zarzutów nie przyznaje się. Pierwsze zeznania (jeszcze przed postawieniem zarzutów), w których się przyznał, miał złożyć pod naciskiem, po groźbach, a nawet biciu przez policjantów. W piątek Sąd Okręgowy w Białymstoku zamknął przewód sądowy, a strony wygłosiły mowy końcowe. Wcześniej sąd oddalił wniosek obrony o przebadanie oskarżonego wariografem, czyli tzw. wykrywaczem kłamstw.
Prokuratura nie widzi żadnych okoliczności łagodzących, chce kary 25 lat więzienia. Prokurator Elwira Laskowska z Prokuratury Rejonowej w Białymstoku przypominała opinię biegłej medycyny sądowej, która doliczyła się na głowie i twarzy zmarłego 75 ran ciętych, a na ciele 16 ran tłuczonych, kilkuset miejsc otarć naskórka i blisko stu siniaków. Mówiła o zeznaniach naocznego świadka, jako kluczowym dowodzie w sprawie.
Prokurator zwracała uwagę, że do zbrodni doszło "w zasadzie bez żadnej przyczyny".
- No chyba, żeby tej przyczyny upatrywać w tym, że rzekomo pokrzywdzony miał się z niego naśmiewać, czy też można jej upatrywać w chęci odwetu za wcześniejszą sprawę karną, ale nie był to żaden powód, żeby zmasakrować, zmaltretować ciało pokrzywdzonego - mówiła prokurator Laskowska. Wielki ładunek społecznej szkodliwości, stopień demoralizacji, brak okoliczności łagodzących - tak argumentowała wniosek o 25 lat więzienia. Przypomniała, że dzień przed zbrodnią oskarżony wyszedł po 9 miesiącach z aresztu, zatrzymany do innej sprawy karnej. - Następnego dnia zabił człowieka (...), swoim dotychczasowym życiem wykazał, że nie zasługuje na łagodzenie kary - dodała.
Obrońca stoi na stanowisku, że nie ma dowodów na sprawstwo jej klienta i chce uniewinnienia. - Zebrany w sprawie materiał dowodowy, dowody pośrednie, nie układają się w logiczny łańcuch, który wykluczałby jakąkolwiek inną wersję wydarzeń, niż ta przedstawiona przez prokuraturę - mówiła mec. Joanna Zaręba-Iwaniuk. Kwestionowała wiarygodność głównego świadka W jej ocenie to osoba, która "ma problemy z postrzeganiem rzeczywistości", łączy informacje zasłyszane z tym, co realnie widziała. Czytaj też: Czarna Białostocka. Mariola zadźgała nożem ucznia w szkole. Piotruś miałby dziś 31 lat. Tak wygląda jego grób [ZDJĘCIA, WIDEO]
Sam oskarżony powiedział krótko, że nie dokonał tej zbrodni, a początkowo przyznał się, bo zastraszyli go policjanci. "Bóg mi świadkiem, tyle mam do powiedzenia, jestem niewinnie oskarżony" - mówił. Oskarżycielami posiłkowymi jest w sprawie piątka dzieci zmarłego. Ich pełnomocnik złożył wniosek o zadośćuczynienie w części - po 20 tys. zł dla każdej z tych osób.