Używając przemocy polegającej na duszeniu pokrzywdzonej i biciu jej po twarzy doprowadził ją do obcowania płciowego, posługując się przy tym ze szczególnym okrucieństwem ostrym narzędziem, spowodował u niej pęknięcia skóry w okolicach krocza oraz obrażenia odbytu, a następnie poprzez zagardlenie rękami i zasłonięcie otworów oddechowych spowodował jej śmierć na skutek uduszenia – opisywał prokurator na pierwszej rozprawie w sądzie w Łodzi, kierując te słowa do zasiadającego na ławie oskarżonych Mirosława Ż. (57 l.). Rankiem 18 czerwca 1995 r. mężczyzna ten, zdaniem śledczych, wdarł się do pokoju nr 809 na VI piętrze X Domu Studenta w Łodzi, popularnie zwanego „Olimpem”, w którym mieszkała pochodząca z Czarnocina pod Łomżą Hanna Skowrońska (+22 l.). Młoda kobieta odpoczywała akurat po towarzyskiej imprezie, gdy dopadł ją gwałciciel i morderca.
Policjanci szybko ustalili, że sprawcą gwałtu i zabójstwa może być Mirosław Ż., ochroniarz z pobliskiego studenckiego klubu muzycznego. On jednak zerwał wszelkie kontakty i zniknął. Dopiero po ponad 25 latach śledczy dopadli go w Iwanowie w Rosji, skąd deportowano go do Polski w lutym tego roku. Przed sądem stanął w ubiegłym tygodniu. Matka brutalnie zgwałconej i zamordowanej Hani, Maria Skowrońska (78 l.), nie pragnie jednak zemsty. Czytaj też: Augustów. Bracia zgwałcili Anetę i nagą wrzucili do rzeki. Ich tłumaczenie przeraża [ZDJĘCIA, WIDEO]
– Surowa kara nie zwróci mi córki – mówi ze łzami w oczach. – Nie chcę wydawać wyroków, od tego jest sąd. Ten człowiek też swoje wycierpiał, a jak tam było, wie tylko on i Pan Bóg – dodaje pani Maria.
Córkę wspomina jako mądrą i zaradną dziewczynę, która już jako kilkulatka pomagała jej w zakupach i innych domowych obowiązkach. – Hania miała studiować w Białymstoku, ale moi kuzyni z Łodzi namówili ją, aby przyjechała do nich, bo tam mogła jednocześnie pracować w ich rodzinnej firmie i uczyć się. I wszystko było dobrze, aż stało się to nieszczęście… – mówi naszemu reporterowi 78-latka. Kiedy wspomina dramatyczne wydarzenia z 1995 roku, nie potrafi powstrzymać łez, nie chce też spojrzeć w oczy mordercy jej córki, ani brać udziału w trwającym w Łodzi procesie . – Tyle lat upłynęło… To tylko nerwy i odgrzebywanie tego wszystkiego – tłumaczy swoją decyzję. – Mówią, że czas leczy rany. Musiałam nauczyć się z tym żyć – dodaje smutno pani Maria.
Czytaj też: "Widziałem pocięte szczątki swojej córki". Ojciec zamordowanej Pauliny chce kary śmierci dla zabójcy
78-latka mieszka dziś sama w Czarnocinie pod Łomżą. Po stracie ukochanej córki nieszczęścia nie przestały jej jednak omijać. Siedem lat temu w wyniku choroby zmarł jej syn, a trzy lata później mąż. Wszyscy spoczywają w jednej rodzinnej mogile na cmentarzu parafialnym w pobliskiej Piątnicy. Czytaj też: Mecenas zakatował młodą aplikantkę. "Zrobił z niej dewiantkę, która zginęła podczas orgii". Grób Marty 11 lat po tragedii [ZDJĘCIA, WIDEO]