W czerwcu 2000 r. Witold Z. oskarżył swojego znajomego Stanisława B. (+39 l.) o kradzież noża. Wraz z czterema kompanami gonił go, zmusił, by wsiadł do samochodu, wywiózł do lasu nad jezioro Zelwa i przykuł kajdankami do drzewa. Mężczyźni rozpalili ognisko, a Witold bez litości okładał pięściami po twarzy i kopał po całym ciele unieruchomionego przy drzewie 39-latka. Kiedy zapadł zmrok, dwóch mężczyzn opuściło towarzystwo i wtedy zaczęła się prawdziwa jatka. Witold tłukł Stanisława półtorametrowym drągiem w głowę, a na koniec dwukrotnie zatopili nóż w jego sercu. Po wszystkim zabójca i jego pomocnicy odcięli swojej ofierze głowę, by dla zmylenia śladów ukryć ją w innym miejscu niż tułów. Próbowali też odrąbać Stanisławowi B. nogi, ale udało się im tylko mocno je pokaleczyć. Czytaj też: Augustów. Bracia zgwałcili Anetę i nagą wrzucili do rzeki. Ich tłumaczenie przeraża [ZDJĘCIA, WIDEO]
Dwaj towarzysze Witolda Z. już odsiedzieli swoje wyroki za współudział, a dwóch kolejnych odsiaduje jeszcze po 25 lat więzienia. Ale Witold Z. zdołał uciec i ukryć się poza granicami Polski. W 2003 r. wpadł w ręce policji we Francji w związku z nieumyślnym spowodowaniem śmierci. Dopiero po odpokutowaniu tej winy mógł zostać deportowany do Polski i odpowiedzieć za zbrodnię sprzed 21 lat. Na pierwszej rozprawie w Sądzie Okręgowym w Suwałkach 48-latek przyznał się tylko do porwania Stanisława B. Jego dalsze zeznania oraz przesłuchania świadków - ze względu na brutalne szczegóły - zostały przez sąd utajnione. Zobacz też: Mecenas zakatował młodą aplikantkę. "Zrobił z niej dewiantkę, która zginęła podczas orgii". Grób Marty 11 lat po tragedii [ZDJĘCIA, WIDEO]