Ten drogowy dramat rozegrał się tydzień temu. Maciek Sidorowicz jechał na bal charytatywny, który miał się odbyć pod Mińskiem Mazowieckim. Mieli w nim wziąć udział także inni bohaterowie serialu Rolnicy. Podlasie. Z Kundzicz do Mińska Mazowieckiego jest grubo ponad 200 kilometrów. Na S8, 30 kilometrów za Białymstokiem, wybuchła mu przednia/prawa opona w samochodzie. To mogło skończyć się tragicznie! Na liczniku było 130 km/h. Tuż za nim jechały ciężarówki. Na szczęście bohater serialu Rolnicy. Podlasie zachował zimną krew i popisał się refleksem. - Trochę ciągnęło, ale nie spanikowałem i nie hamowałem. Dzięki temu spokojnie wytraciłem prędkość i opanowałem sytuację - powiedział nam Maciek. Hodowca z Kundzicz miał w bagażniku gadżety na licytację charytatywną, ale ostatecznie nie udało się ich dowieźć na imprezę. - Cztery godziny czekaliśmy na kolegów z kołem, kluczami. Nie było już sensu jechać dalej - dodaje Sidorowicz. Wybuch opony w samochodzie to bardzo poważna sprawa. Specjaliści przypominają, że na trasie zawsze należy trzymać obie ręce na kierowcy, a po wybuchu mocno trzymać kierownicę i pozwolić, aby samochód sam wytracił prędkość, korygując jedynie tor jazdy.
Maciek Sidorowicz prowadzi około 40 hektarowe gospodarstwo, które przejął od swojego nieżyjącego już ojca. Mężczyzna od zawsze mieszkał w Kundziczach (gmina Krynki, niedaleko Kruszynian). Hoduje bydło rasy Highland Cattle. Twierdzi, że na szczęście nie jest aż tak sławny jak inni bohaterowie serialu, czyli Gienek z Andrzejem i Emilka Korolczuk. Popularność go nie męczy. Czasem ktoś zagada do niego w sklepie lub poprosi o wspólne zdjęcie. Czytaj też: Rolnicy. Podlasie. Potężny hejt na Andrzeja z Plutycz. "Lewe ręce do roboty"