Do zbrodni doszło we wrześniu 2019 roku na posesji należącej do zmarłego, motywu do końca nie udało się ustalić. 43-letni Marcin I. uciekł, gdy świadkowie z pobliskich posesji wezwali policję widząc jego podejrzane zachowanie. Był poszukiwany m.in. w okolicznych lasach z wykorzystaniem psów tropiących i termowizji, w działaniach policjantom pomagała też Straż Graniczna. Ostatecznie zatrzymano go następnego dnia w jednej z pobliskich wsi. Według aktu oskarżenia, 74-latek został co najmniej cztery razy (sąd przyjął ostatecznie, że co najmniej pięć) uderzony w głowę metalowym prętem (łomem o długości 65 cm). Wskutek odniesionych obrażeń, pobity zmarł w szpitalu.
74-letni Sergiusz i jego żona Lucyna mieszkali wówczas w Nidzicy (woj. warmińsko-mazurskie), ale od lat każde lato spędzali w rodzinnym domu mężczyzny w urokliwej wsi Trześcianka na Podlasiu. Rok 2019 był pierwszym, gdy pani Lucyna nie mogła towarzyszyć mężowi, z którym przeżyła ponad pół wieku. – Zachorowałam, miałam rehabilitację i nie mogłam wtedy przyjechać do Trześcianki – mówiła w rozmowie z Super Expressem 70-latka. – Gdybym wtedy tam była, pewnie i mnie nie byłoby już na świecie – dodaje ze łzami w oczach.
Obrona wskazywała na brak śladów DNA i linii papilarnych na narzędziu zbrodni. - Tu nacisk należy położyć na domniemane narzędzie. Opinia z akt sprawy nie stwierdza stanowczo, że ten łom (...) to jest na sto procent narzędzie, którym dokonano zbrodni. Prawdopodobnie było to narzędzie, bo na nim były ślady krwi pokrzywdzonego, ale z samego faktu tego narzędzia nie możemy wysuwać wniosków co do winy lub niewinności oskarżonego - zaznaczył w uzasadnieniu postanowienia o oddaleniu kasacji sędzia SN Jerzy Grubba.
Jak zaznaczył wskazane narzędzie "samo w sobie nie dostarczyło żadnych dowodów przeciwko oskarżonemu i nie na tym zostało oparte przekonanie sądów obu instancji" o winie skazanego. "Decydujące było to, że gdy pokrzywdzony był w stanie agonalnym, to przy nim znajdował się oskarżony, on próbował to ciało ułożyć, ukryć, opuścić działkę samochodem pokrzywdzonego i na miejscu został rozpoznany przez świadków" - podkreślił sędzia Grubba.
Prokuratura wnioskowała przed sądami o dożywocie, biorąc pod uwagę również wcześniejszą karalność oskarżonego za poważne przestępstwa, w tym za gwałt. W czerwcu 2020 r. białostocki sąd okręgowy orzekł właśnie karę dożywocia. Apelację składał obrońca, ale sąd odwoławczy w grudniu 2020 r. uznał ją za całkowicie bezzasadną, a wyrok w całości utrzymał w mocy.
Zobacz zdjęcia: Początek procesu Marcina I. (42 l.) o zabójstwo (czerwiec, 202 roku)
Sądy nie miały wątpliwości, że sprawcą zabójstwa był 43-latek. Co prawda w śledztwie praktycznie nie składał on żadnych wyjaśnień, a przed sądem przedstawił wersję obciążającą inne osoby, ale sądy zgodnie oceniły, że jest to jedynie linia obrony, przygotowana po zapoznaniu się z materiałem dowodowym w sprawie. - Żaden ze świadków nie potwierdził wersji Marcina I. - przypomniał we wtorek sędzia Grubba odnosząc się do wyjaśnień skazanego. Czytaj też: Trześcianka, Białystok. OSKARŻONY próbował pogrążyć turystkę. Kobieta odbiła piłeczkę [ZDJĘCIA]
Utrzymując w maju tego roku dożywocie, sąd apelacyjny zwracał uwagę na wielokrotną karalność oskarżonego, który większą część swego dorosłego życia spędził w więzieniu, a pierwszy konflikt z prawem zaliczył w wieku 17 lat. Sąd okręgowy użył zaś obrazowego opisu Temidy jako mitologicznego symbolu uosobienia sprawiedliwości, prawa i porządku, która na jednej szali wagi ma bardzo wiele argumentów na niekorzyść 43-latka, a na drugiej brak jest takich, które można by uznać za okoliczności łagodzące. Czytaj też: Brańsk. Kobieta umierała dwa dni. Łukasz: Zaczęliśmy tańczyć...