O tej sprawie pisaliśmy w czerwcu ubiegłego roku. W kompleksie leśnym na obrzeżach Siemiatycz (woj. podlaskie) leśniczy Teodor Słokotowicz (52 l.) podczas rutynowego obchodu natknął się na zaparkowany na ścieżce w niedozwolonym miejscu samochód i leżące obok niego w kałuży krwi męskie ciało. Zaintrygowany, podszedł bliżej, a wtedy wyrósł mu przed nosem młody, uzbrojony w nóż i ociekający krwią młody mężczyzna. – Powiedział do mnie tylko: „Odejdź, to nie twoja sprawa” – relacjonował przed rokiem naszemu reporterowi pan Teodor. Leśniczy powiadomił o wszystkim policję i służby ratunkowe. Jak się potem okazało, był świadkiem ojcobójstwa i nieudanej próby samobójczej. 29-letni wówczas Sylwester K., skłócony od dawna ze swoim ojcem pijakiem i awanturnikiem Januszem (+54 l.), zawiózł go pożyczonym od kolegi samochodem do lasu, wygarnął mu wszystkie jego grzechy z przeszłości i rzucił się na niego z nożem ze złamanym czubkiem.
Dźgał wielokrotnie, zadając przynajmniej pięć – co wykazała sekcja zwłok – śmiertelnych ran. Kiedy ojciec leżał martwy u jego stóp, próbował przebić własną pierś, pociął sobie ręce, a na koniec zacisnął na szyi pasek wyciągnięty z własnych spodni. Po interwencji pana Teodora trafił do szpitala, gdzie przeszedł ratującą życie operację. Ponad rok od tych dramatycznych wydarzeń, w środę 18 sierpnia, zasiadł na ławie oskarżonych w Sądzie Okręgowym w Białymstoku.
– Przyznaję się do winy – powiedział Sylwester spokojnym głosem tuż po rozpoczęciu rozprawy. Odmówił jednak składania wyjaśnień przed sądem, więc sędzia Sławomir Cilulko odczytał je z akt sporządzonych podczas kilku przesłuchań w śledztwie. Wyłania się z nich obraz zaszczutego przez ojca młodzieńca, jego matki oraz rodzeństwa – ofiar tyrana, który już wcześniej trafił do więzienia za psychiczne i fizyczne znęcanie się nad rodziną. 54-letni Janusz K. miał także sądowy zakaz kontaktowania się z bliskimi, który notorycznie łamał.
– Ojciec zniszczył mi dzieciństwo, całe życie myślałem o samobójstwie i że kiedyś zabiorę go ze sobą – odczytywał sędzia słowa Sylwestra z akt sprawy. Feralnego dnia zabrał ojca autem spod sklepu, gdzie ten zwykle pijany przesiadywał z kolegami od kieliszka. Jako pretekst zmyślił bajeczkę, że potrzebny jest mu podpis ojca u notariusza, ale zamiast tego, wywiózł go do lasu. – Pomyślałem, że zabiję siebie i ojca, bo na to zasłużył – mówił śledczym. Nóż, którym śmiertelnie ranił ojca, a potem okaleczył siebie, zawsze był w tym samochodzie, miał złamany czubek, ale przecież kiedyś mógł się przydać… – Nie planowałem zabić ojca, planowałem zabić siebie i mam do siebie żal, że nie udało mi się ze sobą skończyć – mówił Sylwek śledczym.
Sąsiedzi i znajomi 30-letniego obecnie Sylwestra K., do których dotarł reporter "Super Expresu", trzymają jego stronę: pracowity, zdolny, koleżeński – to najczęstsze opinie, jakie usłyszeliśmy. Wszyscy z naszych rozmówców znali też jego problemy z ojcem. W obronie Sylwka staje nawet rodzona siostra zasztyletowanego przez niego Janusza, z którą udało nam się porozmawiać w sądzie: – Mój brat był złym człowiekiem, dużo pił, niepotrzebne ich nachodził, choć mu nie było wolno. O Sylwku nie powiem złego słowa, to złoty chłopak. To właśnie do mnie zadzwonił, gdy to się stało i o wszystkim mi opowiedział – opowiada pani Barbara. Sylwestrowi K. grozi nawet dożywotni pobyt za więziennym murem. Zasztyletowany przez niego ojciec spoczywa w rodzinnej mogile na cmentarzu parafii pw. św. A. Boboli w Siemiatyczach.